Matka utopiła się z dzieckiem. Anna K. napisała w LIŚCIE: Żegnajcie! Idziemy do nieba

2012-06-26 4:00

Zosia (+19 mies.) zapewne myślała, że to zabawa, kiedy mama, trzymając ją na rękach, wchodziła do jeziora. Ale Anna K. (+27 l.) włożyła główkę dziecka do wody. Trzymała tak długo, aż maleństwo przestało oddychać. Potem kobieta odebrała sobie życie, topiąc się w tym samym jeziorze.

Życie nie było łaskawe dla maleńkiej Zosi. Przyszła na świat 28 września 2010 roku. Już 9 miesięcy później miała wypadek. Z krwiakiem mózgu trafiła do szpitala. Była nieprzytomna przez 33 dni. Ale wyszła z tego. - Teraz już pięknie chodziła. Rozwijała się prawidłowo - opisuje Joanna W., ciocia dziewczynki.

Jednak dramatyczne przeżycia córeczki oddaliły od siebie jej rodziców. Między Anną K. i jej mężem Zbigniewem (39 l.) nie układało się dobrze. On często popijał, wybuchały awantury. Kobieta nie mogła się też dogadać ze swoją teściową, u której mieszkała w Jadownikach Rycerskich (woj. kujawsko-pomorskie). Nieporozumienia potęgowały jej depresję.

W niedzielę około godz. 13 Anna K. wsiadła w samochód i pojechała nad jezioro Folusz. W aucie zostawiła list pożegnalny skierowany do swojej matki: "Zosi jest ciężko na tym świecie. Ona idzie do nieba. Nam tam razem będzie lepiej niż tutaj. Nigdy ci nie mówiłam o tym, że nie jestem szczęśliwa. Cierpię. Zosia też cierpi przez Zbyszka i jego matkę. Wybacz mi".

Po południu ktoś zauważył ciało dziecka w wodzie. Wezwał strażaków, którzy znaleźli też zwłoki Anny K. - Wszystko wskazuje na to, że matka najpierw zamordowała swoje dziecko, a potem popełniła samobójstwo - mówi Piotr Dudziak z policji w Bydgoszczy. Funkcjonariusze zatrzymali męża Anny K. Był pijany. Zostanie przesłuchany, kiedy wytrzeźwieje.

Co sprawiło, że 27-latka zdecydowała się na taki desperacki krok? Nie mogą tego pojąć jej znajomi ani rodzina - Chciała zabić siebie? Trudno... Ale dlaczego Zosię? To niewinne dziecko... - mówi Patryk K. (53 l.), wujek maleństwa. - Rodziłyśmy z Anią tego samego dnia. Leżałyśmy w jednej sali. Przyniosłyśmy do naszych domów szczęście. A teraz...? - Joanna W. nie może powstrzymać łez.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki