Minister pracy jest zbytnią optymistką

2009-01-29 3:00

Specjalnie dla nas wybitny ekonomista Stanisław Gomułka polemizuje z minister pracy Jolantą Fedak na temat bezrobocia w Polsce.

"Super Express": - Minister pracy twierdzi, że większość Polaków, którzy pracują za granicą, nie straci pracy w wyniku kryzysu, gdyż często godzą się na płace poniżej standardu akceptowalnego dla obywateli tych krajów...

Stanisław Gomułka: - Większość z nich znalazło zatrudnienie w sektorze usług - w hotelach, w restauracjach. Podejrzewam, że minister pracy ma rację i ten sektor nie będzie tak dotknięty bezrobociem, jak np. sektor finansowy czy budowlany. Oczywiście niemało naszych rodaków pracuje w Wielkiej Brytanii i Irlandii na budowach i część z nich na pewno straci pracę, ale nie będą to zwolnienia na wielką skalę. Poza tym możliwe, że wielu naszych rodaków żyjących za granicą będzie teraz pracować w mniejszym wymiarze godzin.

- A co z ludźmi zatrudnionymi w Stanach Zjednoczonych?

- Liczba Polaków, którzy pracowali legalnie w USA, nie była duża. A osoby zatrudnione w szarej strefie jak najbardziej są dziś narażone na utratę posady. Jednak w Stanach pracuje znacznie mniej polskich obywateli niż w krajach europejskich.

- Czyli rzeczywiście masowych powrotów do kraju nie będzie?

- Przychylam się do tych analiz, które przewidują, że wróci od 100 do 200 tysięcy osób. To niewiele, ale będzie to czynnik, który może w znaczący sposób zmienić rynek pracy. Nie zawsze na gorsze. Część powracających to ludzie, którzy zaoszczędzili trochę pieniędzy i będą próbować założyć własną działalność gospodarczą - niektórzy więc stworzą nowe miejsca pracy.

- Jaki poziom bezrobocia przewidują analitycy?

- Większość ekonomistów zgadza się co do tego, że przez najbliższe trzy lata będzie ono rosło - w 2009 i w 2010 na poziomie 200-300 tysięcy osób rocznie.

- Minister Fedak twierdzi jednak, że żaden analityk nie jest w stanie trafnie przewidzieć, jaki będzie poziom bezrobocia za około 8 miesięcy.

- Dokładnego nie da się przewidzieć. Natomiast wiemy, że jeżeli wzrost PKB jest niższy niż 4,5 proc., to bezrobocie zaczyna rosnąć; spada zaś, jeżeli jest wyższy. W ostatnich kilku latach wzrost gospodarczy był wyższy niż 4,5 proc. i wówczas odnotowaliśmy silny spadek bezrobocia, choć oczywiście także z tego powodu, że wiele osób wyjechało za granicę. Teraz te same czynniki będą działać w kierunku zwiększenia bezrobocia. Jednak niekoniecznie w tej samej skali, gdyż emigracja zarobkowa były większa niż powroty. Poza tym oczekuje się, że redukcja zatrudnienia nie będzie zbyt duża. Pracodawcy chcą zachować swą siłę roboczą, szczególnie tę wykwalifikowaną. Nawet jeżeli nie ma powodu, żeby pracownik pozostał w zakładzie pracy w tym momencie, to w dalszym ciągu istnieje dobry powód, by tego pracownika zachować na czasy, kiedy sytuacja ulegnie zmianie. W związku z tym spadki zatrudnienia początkowo będą stosunkowo ograniczone.

- Minister pracy odnośnie skali przyszłego bezrobocia jest jednak optymistką...

- To się będzie zmieniać w stronę pesymizmu. W dobie kryzysu możliwości działania rządu na rynku pracy są ograniczone.

- Premier Donald Tusk przewiduje, że w przyszłym roku wzrost PKB w Polsce wyniesie tylko 1,7 proc., czyli o 2 proc. mniej niż przewidywano w ustawie budżetowej...

- Nareszcie mamy rządową prognozę, która jest zgodna z przewidywaniami większości ekonomistów. W końcu ten pierwszy, elementarny krok został zrobiony. Drugim krokiem było stwierdzenie, że trzeba zaoszczędzić 17 mld zł. W tej sprawie mamy ciągle różnice zdań między ocenami rządowymi a ocenami sporej grupy analityków, którzy uważają, że przy tego rodzaju korekcie wzrostu PKB, aby utrzymać deficyt na dotychczasowym poziomie, potrzebne będą większe oszczędności.

- Z czego wynika ta różnica ocen?

- Z tego, że analitycy początkowe szacunki dochodów budżetowych, dokonane przez rząd, oceniają jako nierealistyczne.

- Pomysłem rządu na przeciwdziałanie fali zwolnień ma być wprowadzenie elastycznych godzin pracy, redukcja zarobków i skrócenie tygodnia pracy...

Doświadczenie pokazuje, że przy sztywnych regułach zatrudnienia pracodawcy niechętnie zatrudniają nowych pracowników, gdyż boją się tego, co się stanie, gdy przyjdzie im ich zwalniać. Koszty zatrudniania są duże, ale koszty zwolnień też są niemałe. Stąd im jest bardziej elastyczny rynek pracy, tym stopa bezrobocia jest mniejsza. Choć dla przeciętnego pracownika może wyglądać to nie najlepiej, to jednak jest to lepsze rozwiązanie. Nawet jeżeli łatwiej będzie stracić pracę, to łatwiej też będzie znaleźć inną.

Stanisław Gomułka

Jeden z najbardziej znanych i cenionych na świecie polskich ekonomistów, były wiceminister finansów, profesor London School of Economics

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki