Sceny jak z gangsterskiego filmu rozegrały się pod Nowym Tomyślem w kwietniu ubiegłego roku. Piotr Brambor razem z żoną i małym synkiem wracali od rodziny, gdy nagle z samochodu, który ich wyprzedził, wyskoczył jakiś mężczyzna i zaczął do nich strzelać. - Widząc to, żona wrzuciła wsteczny bieg. Uciekaliśmy, ale kierowca BMW nas ścigał. Połączyłem się z policją. Powiedzieli, gdzie mamy jechać. Pędziliśmy 170 km/h, dwa razy musieliśmy przejechać na czerwonym świetle. W końcu trafiliśmy na patrol - opowiada pan Piotr.
To on po tym, jak prokuratura w Szczecinie umorzyła postępowanie, wynajął adwokata i walczył o sprawiedliwość przed poznańskim sądem. Sąd podzielił jednak zdanie śledczych z Pomorza. Wszystko dlatego, że biegli uznali, iż w chwili popełnienia czynu wiceminister był niepoczytalny. - Już nie wiem, co o tym myśleć. My wciąż ponosimy konsekwencje tamtego wydarzenia, bo leczymy się z traumy, a on nie odpowie za to przed sądem? W jakim kraju my żyjemy?! - pyta ofiara polityka.