Mjr Maciej Miazgowski: Mam nadzieję, że pan Andrzej przeżyje

2013-06-17 20:38

Funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu jako pierwsi gasili Andrzeja F. (56 l.), który w środę podpalił się przed Kancelarią Premiera w Warszawie. - Gdy do niego dobiegliśmy, był jedną wielką kulą ognia. Nic nie mówił, jęczał z bólu. Widok był przerażający. Mam nadzieję, że przeżyje - mówi nam mjr Maciej Miazgowski, komendant ochrony Kancelarii Premiera. To on razem z trzema oficerami BOR ratował życie niedoszłemu samobójcy.

Środowe przedpołudnie. Przed Kancelarią Premiera krąży Andrzej F. Potem przechodzi na drugą stronę jezdni, oblewa się benzyną i podpala. - Siedziałem w gabinecie. Usłyszałem przez krótkofalówkę, że człowiek się podpalił. Wyjrzałem przez okno. Zobaczyłem jedną wielką pochodnię - relacjonuje Maciej Miazgowski, szef ochrony KPRM.

Jęczał z bólu, nie krzyczał, nic nie mówił

- Natychmiast chwyciliśmy koce gaśnicze i przebiegliśmy na drugą stronę ulicy. Udało się nam przewrócić tego mężczyznę i zerwać mu płonącą koszulę. Zaczęliśmy go gasić kocami. Widok był straszny. On jęczał z bólu, nie krzyczał, nic nie mówił. Po kilku chwilach pojawili się policjanci i pogotowie ratunkowe - opowiada Miazgowski.

Mężczyzna trafił do szpitala w Warszawie. Nadal jest w stanie śpiączki farmakologicznej. Według ustaleń "Super Expressu" jego stan jest bardzo ciężki.

Funkcjonariusze i policjanci nie znaleźli przy niedoszłym samobójcy żadnego listu, informacji o powodach targnięcia się na swoje życie. Dopiero później dowiedzieli się, że do tak strasznego kroku doprowadziła Andrzeja F. tragiczna sytuacja finansowa.

- Życzymy mu zdrowia, trzymamy za niego kciuki! Robiliśmy wszystko, by go ratować. Ani chwili nie zastanawialiśmy się. Od razu ruszyliśmy z pomocą. Jesteśmy nie tylko od tego, by chronić, ale także ratować ludzkie życie, jeżeli jest taka potrzeba - dodaje szef ochrony KPRM. Co ciekawe, to właśnie mjr Miazgowski w 2011 r. ratował innego niedoszłego samobójcę. Wtedy w geście protestu pod KPRM podpalił się Andrzej Żydek, były inspektor urzędu skarbowego.

Pożyczył 20 zł, żeby popełnić samobójstwo

- Załamał się. Mówił, że Tusk mu wszystko zabrał - opowiada matka. Wieczorem przed wyjazdem zaszedł do niej. Cichy, zamknięty w sobie, ale wyjątkowo żwawy. Chyba podjął już decyzję. Poprosił matkę o 20 zł. - Nie miałam… - załamuje się kobieta.

Andrzej F. (56 l.) wstał nad ranem, umył się i starannie ogolił, piechotą poszedł na dworzec PKP w Kielcach, skąd ruszył w swą ostatnią, jak myślał, drogę. Kilka godzin później podpalił się pod Kancelarią Premiera. Po latach ciężkiej pracy nie ma na chleb, nie stać go, by pomóc swoim dzieciom. Nie miał nawet na bilet do Warszawy...

>>> Mój syn musiał pożyczyć pieniądze, aby jechać się spalić

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki