Za nękanie innych przez telefon, czyli tzw. stalking, Ireneusz M. (50 l.) z Lublina może dostać nawet 3 lata więzienia. Ale strat właściciela telefonu, którego wszyscy znajomi odsądzili od czci i wiary, nie sposób wycenić... Być może do tego dramatu by nie doszło, gdyby pan Irek tak się nie nudził w swojej stróżówce.
Mężczyzna pracował jako portier w jednym z lubelskich przedsiębiorstw. Znaleziony przypadkiem telefon potraktował jak niezłą rozrywkę. A przede wszystkim - okazję do zawarcia nowych znajomości. W skrzynce komórki było dużo kobiecych imion...
Pan Irek zaczął do nich pisać esemesy. W sumie wysłał ponad 200 wiadomości. Problem w tym, że zamiast oklepanych zwrotów typu "cześć, co słychać", z miejsca proponował wszystkim erotyczne igraszki. I to w niewybrednym stylu. "Spotkajmy się, to tak cię wyr... że do końca życia nie zapomnisz" - pisał. - Noo, spotkania w kawiarni nie proponowałem. Pisałem bardziej dosadnie... - przyznaje teraz stróż ze skruchą.
Kiedy odpowiedź na jego propozycje mu się nie podobała, pan Irek korespondencyjnie groził kobietom nawet śmiercią. Nic dziwnego, że w końcu panie poszły na policję. Groźby i nękanie przez telefon są traktowane przez stróżów prawa bardzo poważnie. - Grozi za to kara do 3 lat pozbawienia wolności - tłumaczy Andrzej Fijołek z lubelskiej policji.
Pan Irek żałuje swego postępku. - Poniosło mnie i wiem, że przegiąłem - tłumaczy reporterowi "Super Expressu".