Mróz świętemu niestraszny

2010-12-20 3:00

W PRL-u było aż dwóch Mikołajów - Święty i Dziadek Mróz. Tylko prezentów nie było przez to więcej

Dziadek Mróz, rosły chłop w walonkach, stąpający mocno po ziemi, nierozbijający się saniami po niebie, wchodzący do domu przez drzwi, a nie przez komin, nie miał zamiaru zastąpić naszego własnego Mikołaja, czyli biskupa Miry. Dziadek z kosturem zamiast pastorału, w futrzanej czapie zamiast infuły i w dodatku żonaty ze Staruchą Zimą. Żeby takiego przygarnąć i udomowić, nie było chętnych. Dlatego wstąpił do nas na chwilę, jako ciekawostka przyrodniczo-kulturowa, rozejrzał się, stwierdził, że mamy za mało śniegu, za mały mróz i niezbyt imponujący pociąg do rosyjskich baśni. Nikt tu nie czekał na noworoczne prezenty od jakiegoś dziada, bo wszystkie rozdano już w Wigilię. Wyniósł się więc ów Dziadek Mróz jak niepyszny, nie próbując nawet walczyć z tutejszym zasiedziałym świętym, który w salkach parafialnych i przedszkolach rok po roku, niezmiennie brał dzieci na kolana, dawał im plastikowe woreczki z cukierkami oraz pomarańczami i pozwalał się ciągnąć za brodę na gumce.

O tym, że Święty Mikołaj ma w ogóle jakąś konkurencję, dzieci dowiadywały się na ogół w piątej klasie podstawówki. Był to pierwszy rok nauki języka rosyjskiego. Oprócz czytanek o dziwnym świecie, gdzie dzieci pomagają ojcom wiązać czerwone krawaty, pionierzy pouczają ludzi, jak należy wchodzić do tramwaju, a Tamara i Wowa marzą o wakacjach w obozie, znajdowała się czytanka na temat dziwnego starszego pana, niby Mikołaja, ale jednak jakby spod innej gwiazdy.

Dziadek Mróz miał surowy wyraz twarzy, długą brodę, sękaty kij do podpierania, rękawice na pół strony w czytance oraz - co było zupełną nowością zaskakującą dla dzieci - małą pyzatą wnuczkę! W przeciwieństwie do "naszego", radziecki Mikołaj miał żonę. To powodowało, że już na starcie nie można go było wziąć za świętego, a zwłaszcza kogoś bardziej godnego szacunku niż święty biskup. Przejechał przez kraj saniami zaprzężonymi w "trojkę" koni i wyjechał. Nasz stary poczciwy Mikołaj odetchnął z ulgą, ale niesłusznie poczuł się niezastąpiony. Czekała go przegrana batalia z przybyszem zaprzyjaźnionym z reniferami, jelonkami, białymi misiami i Myszką Miki, noszącym się w krótkim czerwonym kubraczku i rozwożącym saniami butelki z ciemnym płynem.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki