To były dosłownie sekundy. Mały Kuba po swojej popołudniowej drzemce obudził się i szybkim ruchem nieporadnej jeszcze rączki chwycił za agrafkę, którą jego mama przypięła do wózka medalik. – Gdy do niego podeszłam, w wózku nie było już agrafki, a z rączki synka wypadła Matka Boska – opowiada mama chłopca. Z przerażeniem skonstatowała, że Kuba musiał połknąć agrafkę. Nie było jej ani na poduszce, ani na kołderce, ani nawet pod materacykiem. Nie było jej też już w buzi malca. – Szybko się ubraliśmy i ruszyliśmy do szpitala. Przecież agrafka musiała być otwarta, a ostry przedmiot w przełyku tak małego dziecka to śmiertelne niebezpieczeństwo– dodaje kobieta.
Ona i jej mąż zawieźli dziecko do szpitala w Krotoszynie. Zdjęcie RTG potwierdziło, że Kuba ma agrafkę w przełyku, jednak lekarze rozłożyli bezradnie ręce. Okazało się, że szpital nie ma odpowiedniego sprzętu, który umożliwiłby usunięcie ciała obcego u niemowlaka. Przerażeni rodzice usłyszeli, że mają jechać do szpitala w Ostrowie.
- Biorąc pod uwagę stabilny stan dziecka, lekarka zaproponowała, by na oddział chirurgii dziecięcej w Ostrowie rodzice przewieźli synka własnym samochodem. Tylko dlatego, aby przyspieszyć transport - wyjaśnia Sławomir Pałasz, rzecznik SPZOZ w Krotoszynie.
Rodzina miała do przejechania kilkadziesiąt kilometrów. Niestety, w trakcie jazdy stan maluszka się pogorszył. Płakał i się krztusił. Tata Kuby zatrzymał się przy radiowozie policji i poprosił o pomoc. Policjanci eskortowali samochód pod same drzwi szpitala w Ostrowie. Stamtąd już karetką malec został przetransportowany do szpitala we Wrocławiu, gdzie specjalistycznym sprzętem usunięto agrafkę z przełyku niemowlaka.
Chłopczyk wrócił już do domu, tymczasem w szpitalu w Krotoszynie trwa wewnętrzna kontrola, która ma wyjaśnić, dlaczego dziecku nie udzielono właściwej pomocy.