Umarł w domu, tak jak chciał

2009-03-09 8:30

Zbigniew Religa, wielki człowiek i wybitny lekarz, zmarł wczoraj ok. godz. 16. Odszedł tak jak chciał, wśród najbliższych w swoim mieszkaniu na warszawskim Powiślu. Tuż przed śmiercią zdążył się pożegnać z przyjaciółmi i wieloletnimi współpracownikami.

- Mąż czuje się bardzo źle - powiedziała nam wczoraj tuż przed południem żona Zbigniewa Religi, prof. Anna Wajszczuk-Religa. Nie podejrzewaliśmy jednak, że to może być już koniec. Przecież pan profesor wielokrotnie udowadniał, że potrafi pokonać chorobę. Było z nim źle, a potem uśmiechniętego i pełnego radości spotykaliśmy go w Sejmie. Niestety, tuż po godz. 16 dotarła do nas smutna wiadomość. - Profesor odszedł - poinformował nas były wiceminister zdrowia Bolesław Piecha (57 l.) - człowiek, który w ostatnim czasie był bardzo blisko Zbigniewa Religi. Profesor spotkał się z nim kilka dni temu. Wiemy, że na podobnych pożegnalnych spotkaniach byli też m.in. Jarosław Kaczyński (60 l.) i marszałek Sejmu Bronisław Komorowski (57 l.). Zbigniew Religa od pewnego czasu nie domagał. Kiedy w ostatnią środę rozmawialiśmy z jego żoną, wiedzieliśmy, że jest z nim bardzo źle. - Mąż traci przytomność - mówiła łamiącym się głosem pani Anna.

Przez ostatnie tygodnie nie odstępowała męża na krok. Czuwała w dzień i w nocy. Pomagał jej syn Grzegorz, również kardiochirurg, i jego żona, też lekarka. W ostatnim czasie Zbigniew Religa przestał walczyć. Miał już dość szpitalnego łóżka, kolejnych operacji oraz bolesnych naświetlań i chemioterapii. - Rzeczywiście, nie ma sensu leczyć na siłę. Chcę umrzeć komfortowo, to znaczy w domu. W żadnym wypadku w szpitalu - wyznał profesor Janowi Osieckiemu, autorowi książki "Zbigniew Religa. Człowiek z sercem w dłoni".

Profesor dowiedział się, że ma nowotwór sześć lat temu. Wykryto u niego raka pęcherza moczowego. Już dwa dni po operacji profesor "uciekł" ze szpitala i zajął się swoimi obowiązkami. O chorobie wiedzieli tylko najbliżsi. Dwa lata temu lekarze wykryli u niego raka płuc. Nie robił już z tego tajemnicy. - Nie mogłem. Byłem ministrem zdrowia. Trwały strajki. Moja nieobecność byłaby odebrana jako tchórzostwo. Musiałem powiedzieć o swojej chorobie - tłumaczył w rozmowie z "Super Expressem". Po operacji Zbigniew Religa błyskawicznie wrócił do formy. Niestety, straszna choroba znowu dała o sobie znać. Nastąpiły przerzuty. Potem były kolejne operacje, chemioterapia i naświetlanie. Mimo to profesor nie poddawał się. - Będę walczyć z tym draństwem do końca - mówił "SE" w jednym z wywiadów. - Rak to tylko choroba. A choroba to nie jest całe życie. Są jeszcze inne sprawy... - przekonywał i wyjeżdżał... na ryby. Bo wędkarstwo było jego wielką miłością. Podobnie jak piłka nożna i jego ukochany Górnik Zabrze. Kiedy ostatni raz rozmawialiśmy z bardzo już chorym profesorem, żałował, że nie mógł na żywo zobaczyć śląskich derbów rozgrywanych na chorzowskim gigancie.

Prof. Religa całe swoje życie poświęcił medycynie. Jako lekarz - wybitny kardiochirurg - po raz pierwszy w Polsce 25 lat temu przeszczepił serce. Jako wykładowca i naukowiec pracował nad stworzeniem sztucznego serca i wychował połowę obecnych kardiochirurgów. Wreszcie jako polityk i minister walczył o naprawienie polskiej służby zdrowia.

Choć był wielkim człowiekiem, szanowanym i rozpoznawanym na całym niemal świecie, żył skromnie, tak jak każdy z nas. Tak też odszedł...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki