Aby dojechać do Michałowskich, trzeba się natrudzić. Piaszczysta leśna droga z ogromnymi wybojami odstrasza wszystkich. Niekiedy zabłądzą tu grzybiarze. I dziwią się, że w takim miejscu i w takich warunkach mogą mieszkać ludzie. Bo faktycznie widok jest osobliwy. Dach drewnianej, liczącej 130 lat chaty otula czarna folia. - Przykryłem nią strzechę, bo woda nam się na głowy lała - wyjaśnia pan Kazimierz. Budynki gospodarcze są w podobnym stanie. Ich spróchniałe ściany podpierają żerdzie - iluzoryczna ochrona przed zawaleniem.
- Ot i nasze królestwo! - mówi Helena Michałowska (78 l.). Staruszka utrzymuje się z 800-złotowej emerytury, jej syn z tego, co uzbiera w lesie. Nic dziwnego, że ledwie egzystują. - Naprawiłbym dom, ale za co? - pan Kazimierz rozkłada bezradnie ręce i zaprasza do środka. - Sufit przegnił, boję się, że runie. Najgorzej jest nad łóżkiem mojej mamy. Żeby ona mogła spokojnie spać, podpieram strop żerdzią. Czasem stoję tak całą noc, bo mama jest już staruszką i musi mieć dużo snu. Ja odpoczywam w dzień, gdy mama krząta się po podwórku - opowiada.
Postanowiliśmy sprawdzić, czy władze gminy Ceranów wiedzą, w jakich warunkach żyją Michałowscy. Okazało się, że problem nie jest im obcy. Zawstydzony wójt Krzysztof Młyński stwierdził nawet, że pomoże biednym ludziom. - Zbudujemy im taki domek, jaki będą chcieli - obiecał.
Nowy pomysł ministrstwa zdrowia. Dzienne szpitale dla seniorów