Papież Polak był zbawieniem dla Kościoła

2008-10-15 4:50

W dyskusji o znaczeniu pontyfikatu Jana Pawła II dziś głos prezesa wydawnictwa Znak Henryka Woźniakowskiego.

"Super Express": - Jak pan wspomina dzień, w którym kardynał Karol Wojtyła został papieżem?

Henryk Woźniakowski: - Wspominam ten dzień jako wielkie święto, w przeciwieństwie do osób, które przeżywały pewne rozterki - uważały, że Watykan bez Karola Wojtyły być może poradziłby sobie, ale Polsce będzie trudniej poradzić sobie bez niego. To był jeden z nielicznych momentów w moim życiu, kiedy doznałem wrażenia, że oto na moich oczach dzieje się historia. Czułem, że to wydarzenie nas przekracza - że jego wymiaru i jego skutków nie jesteśmy sobie w stanie w danej chwili wyobrazić. Z wiadomością o wyborze kardynała Wojtyły na papieża przyszedł do mnie Adam Zagajewski. Później pojawili się kolejni przyjaciele. Wybraliśmy się do miasta, żeby zobaczyć, jak reagują inni.

- I jak zareagował Kraków?

- Widać było duże poruszenie. Poszliśmy do zaprzyjaźnionego kościoła Dominikanów, gdzie już odbywało się nabożeństwo dziękczynne.

- Po śmierci Jana Pawła I pojawiało się nazwisko kardynała z Polski?

- Obecnie wiemy, że byli tacy, którzy spodziewali się właśnie takiego wyboru. Np. wybitny historyk filozofii, prof. Stefan Świeżawski, który niejako wyprorokował kardynałowi Wojtyle, że zostanie papieżem. Do pewnego stopnia oczekiwały tego również osoby, które znały kulisy konklawe, na którym dwa miesiące wcześniej wybrano Jana Pawła I - ponoć Karol Wojtyła był wówczas poważnym kandydatem. W końcu, jak się zdaje, sam Karol Wojtyła - który głęboko przeżył nagłą śmierć swojego poprzednika - nie wykluczał, że zostanie głową Kościoła.

- Pomówmy o teologicznym aspekcie pontyfikatu papieża Polaka...

- To był pontyfikat opatrznościowy - jego wybór podtrzymuje wiarę w obecność Ducha Świętego w Kościele. Był - jakby to powiedział Jose Ortega y Gasset - na poziomie czasów. Tzn. ten czas, który nastąpił, domagał się osoby, która by poszła w tym kierunku. Jan Paweł II aktywnie realizował postanowienia Soboru Watykańskiego II - papież pielgrzym wcielał w życie otwarcie Kościoła wobec świata. Ale był to też czas wymagający stanowczego nauczania - i takie nauczanie odnajdujemy w papieskich dokumentach.

- A aspekt polityczny?

- I w tym aspekcie był postacią opatrznościową. Solidarność w dużej części była jego dziełem. Ponieważ papież potrafił wzbudzać dobre energie - budził w ludziach to, co w nich jest najlepsze tak, aby wchodzili na wyższy poziom etyczny i na wyższy poziom odwagi. To go różniło od tyranów - od Stalina, od Hitlera - których umiejętność polegała na tym, że potrafili w ludziach rozpoznać to, co w nich najgorsze i właśnie na tych strunach grali.

- Miał pan zaszczyt osobiście znać papieża. Które z wielu spotkań z Janem Pawłem II wywarło na panu największe wrażenie?

- Ostatnie spotkanie - 9 marca 2005 r., trzy tygodnie przed śmiercią papieża. Zawiozłem mu jego świeżo wydaną w Znaku książkę "Pamięć i tożsamość". Znajdował się w klinice Gemelli, już po zabiegu tracheotomii. To były ostatnie chwile, kiedy w ciszy, w niewielkim gronie osób, mógł wypowiadać się w sposób artykułowany. Zapytał się o mojego ojca, o naszych wspólnych przyjaciół... Spojrzał na książkę - poklepał ją ręką - i powiedział: "Niech idzie do ludzi, niech idzie do ludzi". Jeden egzemplarz podpisał dla mnie drżącą ręką - przechowuję go jak relikwię.

Henryk Woźniakowski

Redaktor naczelny katolickiego wydawnictwa Znak

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki