Piotruś spod Łomży wróci z wakacji w Tatrach w trumnie

2010-07-06 14:36

Kiedy Ludwika Dembińska-Pereguda (45 l.) całowała wyjeżdżającego na kolonie synka Piotrusia (+10 l.) nie przypuszczała, że po raz ostatni widzi swojego malca i słyszy jego radosny śmiech.

Nawet matczyna intuicja nie była w stanie jej podpowiedzieć, że podczas wakacji wydarzy się tragedia. I zamiast witać wypoczętego Piotrusia w rodzinnym domu pod Łomżą, będzie czekać już tylko na jego ciało. - Mój synek wróci do domu w trumnie - płacze zrozpaczona matka chłopca, który utonął w basenie w Zakopanem.

Piotruś tak bardzo chciał zobaczyć szczyty polskich Tatr. Tak bardzo marzył, by razem z kolegami móc po raz pierwszy pojechać na kolonie... - Bardzo cieszył się z tych wakacji, a my cieszyliśmy się razem z nim - mówi pani Ludwika.

Upragniony wyjazd Piotrusia zorganizowało Towarzystwo Przyjaciół Dzieci z Łomży. Chłopiec z 44 innymi kolonistami przyjechał do Poronina w piątek. W sobotę cała grupa była na wycieczce w Dolinie Kościeliskiej. W niedzielę dzieciaki pojechały na basen na Polanie Szymoszkowej w Zakopanem. Właśnie tam rozegrał się dramat.

Po godzinie pluskania, na zatłoczonym basenie ktoś z kąpiących się zauważył, że pod wodą jest Piotrek. Ratownicy natychmiast rzucili się z pomocą. Wyciągnęli chłopca na brzeg i zaczęli go reanimować. Po kilku chwilach udało im się przywrócić akcję serca. Nieprzytomnego chłopca, w ciężkim stanie karetka zabrała do szpitala.

- Przyjechałam tutaj w ostatniej chwili. Zdążyłam jeszcze zobaczyć mojego Piotrusia w szpitalu, podłączonego do tych wszystkich urządzeń podtrzymujących życie - wyznaje mama chłopca, a coraz większy ból rysuje się na jej twarzy. Niestety, mimo wysiłków lekarzy Piotruś zmarł.

Szok ratowników i organizatorów kolonii trudno opisać.

- Na basenie byłem razem z trójką opiekunów - opowiada Jacek Pogorzelski (41 l.), kierownik kolonii. - Każdy z nich miał pod opieką 15 kolonistów. Nie mam pojęcia, co się stało - dodaje mężczyzna.

Mama tragicznie zmarłego chłopca przyznaje, że Piotrek był bardzo ruchliwy. Kobieta dzwoniła do synka codziennie i go strofowała. - Mój Piotruś nie umiał pływać... - wyznaje przez łzy pogrążona w żałobie kobieta. - Mogę tylko samą siebie obwiniać, że go wysłałam na kolonię - mówi zrozpaczona matka. - Piotruś tak długo czekał na te wakacje... - dodaje Aneta (21 l.), siostra chłopca. - Czy Piotruś zmartwychwstanie? - pyta z dziecięcą naiwnością najmłodszy braciszek Kuba (7 l.).

Teraz sprawą zajmuje się policja w Zakopanem. O przyczynach tragedii śledczy będą informować dopiero po sekcji zwłok. Na razie z wstępnych ustaleń policji wynika, że organizatorzy i opiekunowie robili wszystko, by zapewnić dzieciom bezpieczeństwo.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki