Warszawa: Pirotechnicy szukali bomby w zakładzie pogrzebowym

2011-04-10 15:11

Alarm bombowy u grabarza! Pan Józef (81 l.), właściciel zakładu pogrzebowego przy ul. Wóycickiego 27, przeżył szok, gdy próbował otworzyć jeden z trzech zaparkowanych mercedesów. W środku dostrzegł kable i przerażony pomyślał, że to bomba. Alarm na szczęście był fałszywy.

Mężczyzna przyjechał do zakładu, by dopilnować pracowników. Nie spodziewał się, że przeżyje chwile grozy, które mogły go doprowadzić do zawału serca. Wczoraj około godz. 13 wyszedł z firmy i już miał wracać do domu, ale gdy podszedł do auta, zdrętwiał ze strachu. W samochodzie panował bałagan, a na podłodze walały się kable. Przerażony zaczął krzyczeć, że bandyci podłożyli mu bombę. Uciekł do zakładu pogrzebowego i z drżącym głosem powiadomił policję o ładunku wybuchowym.

Po kilku minutach w okolicy zaroiło się od mundurowych. Zablokowano część ulicy, a w pogotowiu czekały trzy wozy strażackie i karetka. Wszystkiemu przyglądali się przerażeni sprzedawcy zniczy. Pirotechnicy przeszukali trzy samochody, ale nic nie znaleźli. Pies policyjny dwukrotnie obwąchiwał samochody, ale i jego wyczulony nos nie odkrył ładunku wybuchowego. - Nie było żadnej bomby. Wszystko dobrze się skończyło - potwierdził nam Mariusz Mrozek, oficer prasowy KSP.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki