Polscy politycy wzorują się na USA

2008-08-27 5:00

Bielan i Kamiński pojechali do Stanów, aby poprawić wizerunek prezydenta Kaczyńskiego - uważa profesor Michałek.

"Super Express": - Czym się różnią polskie kampanie od amerykańskich?

Krzysztof Michałek: - W coraz mniejszym stopniu różnią się w sensie organizacyjnym, np. spotkań z wyborcami. Istnieją natomiast różnice wynikające z odmienności kultury politycznej. Na konwencji Demokratów, która w tej chwili odbywa się w Denver, pani Michelle Obama wymieniała zalety swojego męża w oddzielnym wystąpieniu. Trudno wyobrazić sobie sytuację, mimo przenoszenia doświadczeń amerykańskich na grunt polski, w której na konwencji PiS, PO czy SLD występuje żona lidera, przedstawiając jego życiorys i tzw. ludzką stronę. Kolejna sprawa - Obama był w stanie uzyskać tak dobre wyniki w trakcie prawyborów dzięki organizacji ponad dwóch milionów wolontariuszy. Tego też nie ma w Polsce.

- Może wynika to stąd, że demokracja w Polsce odradza się dopiero po 45- -letniej "przerwie na PRL"?

- Nie odnośmy tej różnicy tylko do Polski. To dotyczy całej Europy.

- Zatem z czego to wynika?

- Ze źródeł demokracji amerykańskiej i europejskiej. Źródła demokracji amerykańskiej tkwią w samym społeczeństwie - nim zaistniało państwo, zaistniał pod koniec XVIII w. ruch oddolny domagający się niepodległości. Później powstawało wiele innych ruchów oddolnych, społecznych i politycznych, które domagały się poszerzania praw obywatelskich czy np. stworzenia systemu emerytalnego. I stąd amerykańska demokracja często jest opisywana skrótowo jako grassroots democracy, czyli demokracja idąca od dołu - taki trawnik, który staje się demokratycznym podłożem dla instytucji i społeczeństwa amerykańskiego. Natomiast europejskie demokracje, w tym polska, były budowane od góry poprzez państwo, poprzez przekazywanie obywatelom coraz większej sfery wolności.

- Ile w amerykańskich konwencjach jest powierzchowności, wyreżyserowanego spektaklu, a ile istotnego przekazu politycznego?

- Konwencje spełniają wiele funkcji, np. co jest istotne, a zwykle nie bywa przedmiotem medialnego nagłośnienia, powstaje wówczas dokument zwany platformą wyborczą, będący programem partii i danego kandydata na konkretne wybory. Jest on efektem targów wewnątrz partii między różnymi środowiskami. To jest zakulisowa praca, która nie odbywa się na oczach kamer. Inaczej niż w Polsce, gdzie podobne dokumenty są przedmiotem gry z wyborcami: "Obiecaliśmy wam to, ale i tak nie dotrzymamy słowa", amerykańscy prezydenci są później z tych zobowiązań bardzo skrupulatnie rozliczani przez poszczególne grupy wyborców, środowiska, stany, regiony.

- W takim razie po co do Stanów pojechali prezydenccy spin doctorzy Adam Bielan i Michał Kamiński?

- Zapewne aby obserwować konwencję Demokratów, a później Republikanów pod kątem nowych wzorców organizacji kampanii wyborczej. To nie tylko obserwacja, ale również kontakty z menedżerami kampanii prezydenckiej zarówno Obamy, jak i McCaina. Wydaje mi się, że chodzi o to, aby zmienić wizerunek prezydenta Kaczyńskiego, tak aby możliwa była jego reelekcja.

Krzysztof Michałek

Amerykanista. Wykłada m.in. na Uniwersytecie Warszawskim. Ma 53 lata

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki