Prałat Henryk Jankowski zmarł jako biedak (ZDJĘCIA!)

2010-07-14 11:18

Zawsze lubił luksus i nie krył tego. Do dziś krążą legendy o jego wystawnych przyjęciach dla kilkuset gości, na których bawił się cały zespół Mazowsze. Ks. Henryk Jankowski (74 l.) jeszcze 17 lat temu goszczący na liście najbogatszych Polaków, odszedł cicho i w zapomnieniu. Nie pozostawił też po sobie majątku. - Umarł jako biedak - mówi nam jego przyjaciel Jerzy Borowczak (50 l.).

Ksiądz zmarł na plebanii św. Brygidy, w swoim pokoju na górze, gdzie zamieszkał po odwołaniu go z funkcji proboszcza. Mimo że żył tam o niebo skromniej niż wcześniej, nie skarżył się. Nawet na schody, które go wykańczały. Nie miał sił się na nie wspinać. Nawet w te "lepsze" dni, które i ostatnio się zdarzały. Niedawno ksiądz przechodził badania. Wyniki miał zaskakująco dobre... - Cieszyliśmy się każdym dniem, kiedy potrafił coś powiedzieć, potrafił się uśmiechnąć, był bardziej świadomy - wspomina ks. Ludwik Kowalski, proboszcz parafii św. Brygidy.

W poniedziałek od rana był mocno osłabiony. Nie wstawał już z łóżka. Była z nim jego siostra z mężem, pani doktor, pielęgniarka i pan Kazimierz, który dbał o porządek u niego w pokoju. Wieczorem przyjął sakramenty święte. - Odmówiliśmy modlitwy i ksiądz prałat zmarł - opowiada proboszcz ks. Kowalski. W ostatniej chwili życia trzymała go za rękę Urszula - siostra bliźniaczka.

Najbliżsi księdza czuli, że zbliża się Jego koniec. Prawdopodobnie On też to wiedział, zmęczony długoletnim chorowaniem. Dwa lata temu sprzedał dwa mercedesy oraz kilkanaście fraków i surdutów. Pieniądze ze sprzedaży przeznaczył na cele charytatywne. Wspierał też jeden z gdańskich domów dziecka i dziecięce szpitale.

Rok temu prałat zlikwidował instytut swojego imienia. Powodem było ok. 500 tys. zł długu, do którego przyłożyli się jego współpracownicy. Ksiądz zmarł bez majątku i na dodatek w niesławie. W 2008 roku przeszedł na emeryturę kapłańską. Na jego pożegnalnej mszy próżno było wypatrywać jego dawnych przyjaciół z opozycji, m.in. Lecha Wałęsy (67 l.).

- Umarł jak biedak, żebrak. Nie miał niczego, nawet samochodu. Wszyscy go zostawili. Zostało kilku przyjaciół, pomagaliśmy mu finansowo. Bo on tej swojej emerytury miał 600 złotych. Płaciliśmy za niego rachunki telefoniczne - opowiada nam legenda Solidarności, Jerzy Borowczak (50 l.). Znał księdza od czasu strajku w stoczni w 1980 roku.

Pogrzeb prałata odbędzie 17 lipca. Zostanie pochowany w kościele św. Brygidy, który podniósł z ruin. - To ogromna i bolesna strata dla Kościoła, dla całej Polski. Prałat Jankowski miał ogromne zasługi dla naszego kraju. Był pokornym kapłanem. Musimy pamiętać o jego zasługach. I oddać mu cześć modlitwą - powiedział "Super Expressowi" Tadeusz Gocłowski (79 l.), arcybiskup senior gdański. W 2004 roku arcybiskup odwołał księdza z funkcji proboszcza.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki