Premier może nawet zyskać

2009-10-04 6:00

Czy mamy do czynienia z początkiem czy raczej schyłkiem afery hazardowej, czy rządząca Platforma straci w sondażach czy może zyska - oceniają znani socjologowie i dziennikarze.

"Super Express": - Co nowego o polskim życiu politycznym mówi afera hazardowa?

Prof. Ireneusz Krzemiński: - Skłania do postawienia kilku pytań. Przede wszystkim mamy kwestię lobbingu. Na czym polega lobbing w tej konkretnej sprawie? Była to bezpośrednia próba załatwienia interesów poprzez ewentualny wpływ na kształt ustawy. Potrzebna jest klarowna ustawa, w miejsce dzisiejszej, źle ocenianej przez specjalistów. Po drugie, nie oburzajmy się na kontakty polityki z biznesem, bo takowe powinny mieć miejsce. Chyba wszyscy chcemy, by polityka i prawo uwzględniały potrzeby społeczne, w tym również potrzeby przedsiębiorców. Nie można sprowadzać tych kontaktów tylko do złych praktyk politycznych. Jest przecież wielu przedsiębiorców, którzy próbują pogodzić interesy własne z publicznymi. Inna sprawa, że ujawnione stenogramy świadczą o miernej klasie mentalnej i kulturalnej naszych polityków i tzw. biznesmenów. Po trzecie wreszcie, jest skomplikowana kwestia polityczna. Z jednej strony to dobrze, że pilnuje się polityków. Wszyscy wiemy, że nie można im ufać. Jednak obecna afera ma dosyć złożony charakter i wcale nie musi być traktowana wyłącznie jako woda na młyn opozycji. Bo chociaż pana Kamińskiego trudno nie kojarzyć z PiS, wygląda na to, że premier Tusk, od początku informowany o sprawie, chciał zdyscyplinować własną partię. W każdym razie taka interpretacja jest zasadna…

- Politycy PiS mówią, że afera hazardowa może przebić nawet aferę Rywina.

- Nie widzę podobieństwa. Nie można udowodnić, że przedstawiciele rządzącej partii w jednoznaczny i bezpośredni sposób wpływali na określony kształt ustawy, która na dodatek jest niegotowa, mętna. Istnieją różne jej wersje, dalekie od ostatecznej redakcji. Choć oczywiście lepiej dmuchać na zimne, niż się sparzyć. Stąd słuszna decyzja o usunięciu Zbigniewa Chlebowskiego. Mamy raczej do czynienia z preaferą niż aferą. Rozmowy ze stenogramu i wypowiedzi Chlebowskiego, przynajmniej jak dotąd, nie dają się przełożyć na jakiekolwiek realne działania ustawodawcze. Nie da się tego porównać z jawnymi manipulacjami w aferze Rywina i bezczelnymi wręcz działaniami w innych aferach za rządu Millera.

- Jak afera ta wpłynie na dalsze losy PO?

- Mimo krzyków opozycji afera nie zagraża rządowi. Może być wręcz przeciwnie: jest szansa, że wzmocni to premiera i jego ekipę. Ujawnienie faktów, kompromitujących część "czołówki" PO, pozwoli na działania, które bardziej skutecznie mogą zapobiec różnym niespodziewanym ciosom w obraz partii i premiera. A on sam może zyskać kilka dodatkowych punktów, usuwając w razie potrzeby z ważnych stanowisk tych, którzy postępują ryzykownie, utrzymują niewłaściwe kontakty i "feralnie" narażają się opinii publicznej. Obecna preafera może mieć duży wpływ na strategię wyborczą PO.

- A rola służb specjalnych w aferze?

- Uderzyła mnie łatwość, z jaką obywatele mogą stać się przedmiotem obserwacji służb specjalnych. Obecnie mamy w Polsce niezwykły rozrost instytucji, które mogą ingerować w prywatność obywateli, zawieszając tym samym ich prawa obywatelskie. Choć prowadzi to czasem do pozytywnych społecznie celów, niesie też duże niebezpieczeństwo. Może się okazać, że kontrola nas wszystkich przez służby specjalne jest dalej posunięta niż w PRL. Inna sprawa to łatwość, z jaką poczytna gazeta może bezceremonialnie i bezkarnie publikować ściśle tajne dokumenty. Nie wierzmy w cuda - nikt nie mógłby dostać takich materiałów bez współpracy z tymi, którzy je wytwarzają. A to dobitnie świadczy, że problematyka przestępcza wciąż jest elementem gry politycznej prowadzonej przez specsłużby. A raczej nie powinny być one aktorem na demokratycznej scenie politycznej.

Ireneusz Krzemiński

Socjolog, kierownik Pracowni Teorii Zmiany Społecznej Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki