- Syn jest lekko upośledzony, zawsze sprawiał problemy, na mnie też nieraz podnosił rękę - opowiada Urszula Kosowska (40 l.), matka Sebastiana K. Zawsze wolał bawić się z małymi dziećmi niż z rówieśnikami, ale żeby coś takiego zrobić?! Powinien ponieść karę - dodaje kobieta.
Żyje, bo udawała martwą
Sebastian K. pochodzi z małej wioski pod Grójcem. Jego ofiara była z wizytą u rodziny w sąsiedniej wiosce. Zboczeniec spotkał Kasię, kiedy szła po zakupy dla chorej babci. Zaciągnął ją do lasu i tam pobił, a potem próbował zgwałcić i dusił.
Patrz też: Piekary Śląskie: Wyrwałyśmy dziecko z rąk pedofila
Dziewczynka straciła przytomność. Zwyrodnialec myślał, że zabił dziecko. Gdy 11-latka ocknęła się, udawała martwą. Nie ruszała się, kiedy napastnik przysypywał ją liśćmi i zacierał ślady. Kiedy odszedł, pobiegła do najbliższego domu.
Nie był poczytalny?
Powiadomieni policjanci tego samego wieczoru złapali bandytę. Mimo że Sebastian K. jest wątłej postury, wpadł w taki amok, że do radiowozu musiało go wnosić czterech policjantów. Następnego dnia, w czasie wizji lokalnej, opowiedział, co zrobił bezbronnemu dziecku. Przyznał się jednak tylko do pobicia Kasi.
- Usłyszał zarzuty usiłowania zabójstwa i doprowadzenia nieletniej do czynności seksualnej połączonej z rozbojem - wyjaśnia Małgorzata Chrabąszcz z Prokuratury Okręgowej w Radomiu.
Wczoraj sąd zdecydował, że zamiast w areszcie na rozprawę poczeka na zamkniętym oddziale szpitala psychiatrycznego. Jeśli biegli orzekną, że w momencie ataku na Kasię był poczytalny, może trafić za kraty nawet na dożywocie.
Imię ofiary zostało zmienione