Przerażeni rodzice Anna i Jerzy Matusikowie pytają dom dziecka: Komu sprzedaliście nasze maleństwa?!

2014-01-22 3:00

Anna (35 l.) i Jerzy (37 l.) Matusikowie stracili szóstkę dzieci tylko dlatego, że mieszkali w wynajętym mieszkaniu. Zdesperowani rodzicie w pocie czoła zbierali pieniądze na własny dom, by sąd oddał im dzieci. I gdy im się to udało, okazało się, że dwójka maleństw... zaginęła w domu dziecka. I nikt nie wie, gdzie są!

Urzędnicy z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Krzywdzie (woj. lubelskie) nie mają wątpliwości: w tej rodzinie nie było przemocy ani alkoholu. Była za to bieda. - W rodzinie nic strasznego się nie działo. Sąd uznał, że jeżeli nie mają własnego mieszkania, to dzieci trzeba zabrać - mówi Iwona Kaniecka, kierowniczka GOPS.

Oprócz braku mieszkania urzędnicy zarzucili ojcu, że z pieniędzy od opieki kupił sobie telefon. - Kosztował 50 złotych, chciałem mieć kontakt z rodziną, gdy byłem w pracy - broni się Jerzy Matusik.

Mimo błagań rodziców w 2006 r. sąd ograniczył prawa rodzicielskie Matusikom, umieszczając szóstkę dzieci w miejscowym domu dziecka. Pociechy mogli odzyskać dopiero po zapewnieniu dzieciom lepszych warunków mieszkaniowych. Los sprawił, że Anna Matusik dostała spadek. Zbudowali dom i wystąpili o zwrot dzieci. Jaka była ich radość, gdy Weronika (13 l.), Piotr (14 l.), Mateusz (11 l.) i Ola (10 l.) wrócili do domu.

Ale gdzie dwoje najmłodszych? Zniknęły! - Pytaliśmy w GOPS, gdzie jest Marcinek (8 l.) i Justynka (7 l.), ale nie wiedzieli. W sądzie pokazali mi akta sprawy, z których nic nie rozumiałem. Wynikało z nich, że dzieci są nadal w domu dziecka - opowiada Jerzy Matusik. Jakież było jego przerażenie, gdy postanowił po nie pojechać.

- Dowiedzieliśmy się, że Marcina i Justynki nie ma w domu dziecka w Krzywdzie. Gdzieś ich zabrali. Nalegałem, by powiedziano mi, bo chciałem wiedzieć, co się z nimi dzieje. Dowiedziałem się od pracownicy bidula, że Marcinek i Justynka prawdopodobnie zostali adoptowani. Nie wiem, czy to prawda, bo żadnych decyzji nie otrzymaliśmy. Niech mi więc ktoś powie, czy przypadkiem Marcinek i Justynka nie zostali sprzedani? - mówi przerażony ojciec.

Czytaj również: Bieda zagląda Polakom w oczy! Na jedzenie zostaje nam 100 zł miesięcznie...

Spytaliśmy Ewę Szczęśniak, dyrektor domu dziecka, gdzie podziały się dzieci Matusików. - Nie wiem. Jestem dyrektorką od 2011 roku. Za mojej kadencji już nie było tych dzieci - mówi. - Możliwe, że trafiły do adopcji lub rodziny zastępczej - dodaje zakłopotana.

Zobacz też: POMORSKIE: Pedofil prowadził dom dziecka

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki