ROCZNICA KATASTROFY. Jarosław Kaczyński: Moja żałoba nigdy się nie skończy

2011-04-10 12:00

W tragedii smoleńskiej stracił ukochanego brata i bratową. W jednej chwili w gruzach legł cały jego świat. Został sam z chorą mamą. W samolocie było też wielu jego najbliższych współpracowników. Nic dziwnego, że Jarosław Kaczyński (62 l.) mimo upływu roku wciąż nie doszedł do siebie. Mówi, że żałobę po ukochanych będzie nosić do końca życia...

- Byliśmy z Leszkiem bliźniakami, a Smoleńsk to był cios, który zmienił całe moje życie. Ja już nigdy nie będę człowiekiem szczęśliwym. Noszę ten czarny garnitur i czarny krawat, i zawsze będę je już nosił. Nie pogodzę się ze stratą, bo to jest dla mnie strata zbyt wielka - mówił ostatnio w rozmowie z "Wprost" prezes PiS.

Tak jak dla wielu rodzin, strata najbliższych była dla Kaczyńskiego całkowitym zaskoczeniem. Razem z bratem mieli wiele planów, które zamierzali wspólnie realizować. Mimo licznych obowiązków Lecha, wspólnie też opiekowali się chorą mamą. I to właśnie o niej rozmawiali, kiedy po raz ostatni się spotkali.

- W piątek wieczorem, u mamy w szpitalu, staliśmy po obu stronach jej łóżka. Tam ostatni raz widziałem brata. Pamiętam, że długo rozmawialiśmy i nawet o coś się pospieraliśmy. Umawialiśmy się, że w sobotę, o osiemnastej będzie w Warszawie.

Leszek zadzwonił do mnie z samolotu

- Rano zadzwonił z samolotu. Powiedział mi, że dzwonił do szpitala, rozmawiał z lekarzami. I że z mamą wszystko jest w porządku. Powiedział też, że w takim razie nie muszę się spieszyć do szpitala. Że mogę jeszcze pospać - zdradził w wywiadzie dla "Super Expressu" Kaczyński. Później dotarła do niego dramatyczna wiadomość.

Patrz też: ROCZNICA KATASTROFY. Katastrofa Tu-154M i śledztwo krok po kroku. 10 kwietnia o 8.41 zatrzymał się czas

- Kiedy zbierałem się do mamy, zadzwonił telefon. Na początku byłem przekonany, że to brat dzwoni powiedzieć mi, że wylądowali. Że wszystko jest w porządku. Kiedy usłyszałem głos ministra Sikorskiego, wiedziałem, że stało się coś złego. Bo po co miałby do mnie dzwonić. To była taka sekunda, w której pomyślałem, że stało się coś strasznego. I wtedy on mi o tym wszystkim powiedział - zdradził Kaczyński. Czas po katastrofie był dla niego szalenie ciężki, gdyż informację o śmieci brata musiał zachować w tajemnicy przed mamą. Ze względu na jej stan zdrowia przez wiele tygodni nie powiedział jej prawdy. Udawał też swojego brata przed młodszą córką Marty Kaczyńskiej (31 l.).

Teraz prezes PiS nie zamierza jednak bezczynnie pogrążyć się w rozpaczy. - Brat zostawił po sobie bardzo wyraźny testament. I sądzę, że moim obowiązkiem jest wypełnienie go. Czy mi się uda? Nie wiem. Ale będę próbował - mówił niedawno.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki