Rodziny ofiar PIJANEGO I NAĆPANEGO kierowcy nie mają złudzeń: to było morderstwo, nie wypadek!

2014-09-26 4:00

Wczoraj Mateusz S. (26 l.) miał usłyszeć wyrok, ale sąd uznał, że konieczna jest jeszcze jedna rozprawa, 21 października. Tymczasem rodziny ofiar po tym, co usłyszały na sali sądowej, nie mają wątpliwości: to było morderstwo, nie wypadek!

Tak uważa m.in. Waldemar Drożak, brat jednej z ofiar. - Liczę na to, że tak zakwalifikuje ten czyn sąd i wyrok będzie wysoki. A do tego, że ukarana zostanie też jego dziewczyna, ta Adrianna - powiedział "Super Expressowi". - On ją kochał i jej prośbę o podwiezienie potraktował jak rozkaz. Gdyby nie ona, nie wsiadłby do samochodu...

- Nie ma kary dla tego bydlaka - z trudem mówi Piotr Pluciński, ojciec Bożeny J., która zginęła z mężem i synem. - 15 lat powinien dostać za każde życ.

Zobacz też: Czy Polska wyda Stanom rodaka podejrzanego o morderstwo?

Nie było śladu poślizgu, hamowania, zarzucenia

Według Marka Młodożeńca, biegłego sądowego z zakresu techniki samochodowej, cała wina leży po stronie kierowcy. - Nie było śladu poślizgu, hamowania, zarzucenia. Nagły skręt w prawo nie był przyczyną zewnętrzną - zeznał w sądzie. A toksykolog dr Barbara Potocka-Banaś stwierdziła, że Mateusz S. zażył marihuanę od 6 do 8 godzin przed pobraniem krwi do badania, a amfetaminę od 6 do 20 godzin przed pobraniem. Stężenie narkotyku było więc niskie, ale wciąż mogło powodować ograniczenie reakcji kierowcy.

Tymczasem rodzina Huberta (8 l.), który przeżył wypadek, chce, by sąd orzekł, czy obecny stan zdrowia chłopca to efekt noworocznego dramatu. Hubert ciągle porusza się o kulach. Stąd październikowy termin rozprawy, która ma być ostatnia.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki