Rzeczpospolita zamknęła oczy na wschód

2009-08-08 17:48

"Super Express" rozpoczyna debatę na temat polskiej polityki wschodniej. Jako pierwszy głos zabiera prezes Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" Maciej Płażyński

"Super Express": - Na początku tego miesiąca opublikowaliśmy wywiad z Glebem Pawłowskim - kremlowskim strategiem uważanym za architekta sukcesu Władimira Putina w wyborach prezydenckich. Orzekł on, że dzisiejsza Polska - poza zmianą systemu gospodarczo-politycznego i sojuszników - jest dokładnie taka, jaką wymyślił ją sobie Stalin: gra drugoplanową rolę w Europie i nie stanowi konkurencji dla Rosji na Wschodzie...

Maciej Płażyński: - Z faktami nie da się polemizować. Zmiana granic to koncepcja Stalina. Podważanie konsekwencji II wojny światowej dziś nie ma sensu. Ale mam pretensje do postawy polskiej elity ostatniego dwudziestolecia, czyli wolnej Polski - dającej swą twarz wszystkim ekipom rządowym - która sprawiła, że poza głoszonymi hasłami w rzeczywistości zamknęliśmy oczy na Wschód. Na początku przemian ustrojowych wiązało się to z brakiem pieniędzy, a później - aż do chwili obecnej - z niezrozumieniem własnych interesów, co wyraża choćby źle pojęta poprawność polityczna, według której wszystko co polskie odnośnie Wschodu to nacjonalistyczne.

- Bez walki oddajemy tę część świata wpływowi państwa rosyjskiego i rosyjskiej kultury. Z perspektywy państw, które utrwalają i poszerzają swoje strefy wpływów, postawa Polski może budzić najwyżej ironiczne uśmieszki. W Hiszpanii nikt nie toczy sporu czy być obecnym w Ameryce Łacińskiej, a we Francji czy być obecnym we frankońskiej części Afryki - oba kraje nie szczędzą sił i środków w zaangażowanie na tych obszarach. A przecież byli najeźdźcami, kolonizatorami. My na Kresach nie byliśmy najeźdźcą, byliśmy tam u siebie. W sensie państwowym po prostu u siebie - przez wieki Rzeczpospolita była tam jedynym państwem. Natomiast w sensie narodowościowym byliśmy tam u siebie, tak jak u siebie były też inne narodowości zamieszkujące ten obszar.

- Domy wielu wileńskich Polaków po wojnie zajęli Litwini z prowincji i Rosjanie. Jednak nadal co piąty mieszkaniec tego miasta jest naszym rodakiem. Dookoła stolicy Litwy są wsie i miasteczka, w których polski żywioł dominuje. Mimo to polscy konsumenci kultury masowej na Wileńszczyźnie dają prymat nawet nie litewskiej, lecz jej rosyjskiej wersji - oglądają rosyjskie seriale, słuchają rosyjskiej Dody. Pokolenie Adama Mickiewicza walczyło z rusyfikacją, dziś rusyfikacja postępuje dobrowolnie - jakby za przyzwoleniem sąsiedniego polskiego państwa...

- Mieszkający na Kresach rodacy - ci którzy ostali się mimo wywózek, mordów, rusyfikacji - nie czując siły polskiego państwa łatwiej ulegają procesom asymilacyjnym. Ale można też by zapytać bardzo konkretnie: czy Doda była kiedyś w Wilnie? Polska traktuje Kresy jako obszar, gdzie co najwyżej warto wspierać wymianę folkloru. To nie jest propozycja atrakcyjna dla mieszkającej tam polskiej młodzieży.

- Posiadacze telewizji kablowej w położonym tuż przy granicy Lwowie mogą oglądać trzydzieści kanałów. Większość po rosyjsku, nieco mniej po ukraińsku, trzy po angielsku, dwa po niemiecku, po polsku - jeden...

- Chcielibyśmy mieć wpływy bez wydawania pieniędzy. Tak się nie da.

- Czy możemy na tym obszarze realnie konkurować z Rosją?

- Nie ma już między nami sporu o granice, ale wielkim błędem jest, że wycofaliśmy się ze sporu kulturowego na Wschodzie. Kultura, wpływy gospodarcze i polityczne postępują razem. Polska powinna położyć zdecydowanie większy nacisk na obecność na tym obszarze - i nie wstydzić się tego, tak jak nie wstydzi się tego Rosja. Przez wieki - ale również po II wojnie światowej, gdy polskie państwo wycofało się za Bug - polska kultura była dla tego obszaru atrakcyjna. Przecież procesy asymilacyjne następowały na rzecz polskości.

- I to nawet w czasach, kiedy polska państwowość przestała istnieć...

- Zaszczytem było być polskim szlachcicem i mówić po polsku. Trzeba też podkreślić, że kultura nie musi spajać wyłącznie rodaków. Za polską kulturą szła też inna - atrakcyjna - wizja świata, która z powodzeniem konkurowała z ideami płynącymi z Rosji. Właśnie o to powinien się toczyć spór. Ale polskie elity zaprzestały go dwadzieścia lat temu.

- Mimo to na forum Unii Europejskiej nasz kraj pragnie uchodzić za specjalistę od Wschodu. Tytułujemy siebie europejskim adwokatem nie tylko Ukrainy, ale nawet Gruzji.

- Gruzja jest daleko, tam wielkich osiągnięć nie będziemy mieć. Natomiast na Ukrainie - co prawda tylko na zachodzie, ale jest to duża i ważna część składowa tego państwa - antypolskość stanowi element budowania toż-samości narodowej. Polska nie zrobiła nic poważnego, żeby temu przeciwdziałać. Wręcz przeciwnie - przyjmowała to przez lata na zasadzie: tak musi być. Oraz: dobrze, że są antyrosyjscy, to mogą być i antypolscy. A przecież silne państwo - za jakie powinna uchodzić Polska na Wschodzie - nie może tak łatwo godzić się na wrogość wobec siebie. I to nie ma nic wspólnego z rewizjonizmem. Polska na Wschodzie pokazuje się jako słaby partner i taki jest później przekaz - również w potocznej świadomości. Słaby nie budzi tam szacunku. Nasz realny wpływ na Ukrainę jest znacznie mniejszy niż ten, który głosimy oficjalnie.

Maciej Płażyński

Jeden z założycieli PO, b. przewodniczący tej partii i klubu parlamentarnego, b. marszałek Sejmu i b. wojewoda gdański. Obecnie prezes Stowarzyszenia "Wspólnota Polska"

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki