Pani Teresa sklep z futrami prowadzi już ćwierć wieku. W ubiegłym roku na skutek sporu reklamacyjnego z jedną z niezadowolonych klientek sąd zobowiązał ją do zwrotu 2300 zł za kurtkę, którą sprzedała.
- Chciałam oddać te pieniądze, ale najpierw oczekiwałam zwrotu futra - tłumaczy właścicielka sklepu. - Zamiast tego ta kobieta poszła z wyrokiem sądu do komornika.
Pierwszy nalot pracowników z kancelarii komorniczej pani Teresa przeżyła w grudniu ubiegłego roku. Przyszły dwie kobiety. - Zachowywały się bardzo agresywnie - opowiada Teresa Klimczak. Nie potrafiła utrzymać nerwów na wodzy, posypały się inwektywy pod adresem komorniczek. Ukarały ją za to grzywną w wysokości 1000 zł i wezwały policję, za co (też zgodnie z prawem) policzyły sobie 800 zł. Dłużniczka dostała miesiąc na uregulowanie zobowiązań.
Ale komorniczki pojawiły się w sklepie już po trzech dniach. Tym razem zabrały osiem futer, wstawionych tam w komis przez klientki. Ich wartość przekraczała 16 tys. zł!
Gdy koniec końców pani Teresa spłaciła zadłużenie co do grosza, komorniczki zwróciły jej zaledwie pięć z ośmiu futer. Nadal przetrzymują trzy. Dlaczego? Na to pytanie nam chciały nam odpowiedzieć.
Zobacz: ROLNIK z Kulan nie odpuści KOMORNIKOWI, który zabrał mu ciągnik: Nie daruję mu, on mnie okradł!
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail