Powstańcy Warszawscy wspominają święta. Z Paczką dla Powstańca odwiedziliśmy Irenę Krajewską "Lalę" i Marię Kowalską "Myszkę"

2025-12-26 15:14

Ekipa „Super Expressu” towarzyszyła wolontariuszom Muzeum Powstania Warszawskiego w przekazaniu „Paczki dla Powstańca”. 460 pakunków z upominkami, przygotowanych dzięki darczyńcom i wolontariuszom, trafi przed Wigilią do weteranów walk o Warszawę i żołnierzy Armii Krajowej w całej Polsce. Część z nich jest dostarczana osobiście. Wizyty u Marii Kowalskiej ps. Myszka (100 l.) i Ireny Krajewskiej ps. Lala (98 l.) stały się okazją do wspomnień świąt Bożego Narodzenia. Także tych, o których chciałoby się nie pamiętać...

Z prezentami świątecznymi u Powstańców Warszawskich

i

Autor: Piotr Grzybowski/Super Express Z "Paczką dla Powstańca z wolontariuszami Muzeum Powstania Warszawskiego odwiedziliśmy Irenę Krajewską ps. Lala i Marię Kowalską ps. Myszka

Z „Paczką dla Powstańca” odwiedziliśmy Marię Kowalską ps. Myszka sanitariuszkę z Mokotowa (w 1944 r. służyła w Wojskowej Służbie Kobiet) i Irenę Krajewską ps. Lala - sanitariuszkę i łączniczkę zgrupowania „Róg” Grupy Północ AK.

Uczestniczki Powstania Warszawskiego - stulatka i 98-latka od progów swoich mieszkań witają nas serdecznie z uśmiechami na twarzach. Krystian Femiak i Katarzyna Węsierska przekazują paczki od Muzeum Powstania Warszawskiego, my – Izabela Kraj i Piotr Grzybowski - dokładamy upominki od „Super Expressu”.

Maria Kowalska natychmiast zaprasza do stołu, idzie do kuchni robić herbatę - nie uroni kropelki, gdy je niesie. Obie czytają bez okularów! Takie pokolenie – silne, wytrwałe, niemałostkowe, skupione na tym, co w życiu ważne. Cudownie jest widzieć panie w rewelacyjnej formie.

Dziękujemy, że jesteście, że dzielicie się z nami swoim doświadczeniem, przeżyciami, historią. Ta paczka, to tylko symbol, że pamiętamy, że kochamy was, że jesteście dla nas ważni. Życzymy kolejnych lat w zdrowiu i siłach – mówią Kasia i Krystian.

- No ja nie wiem dlaczego ja tak długo żyję – śmieje się pani Irena „Lala”.- Jaka jest na to recepta? Nie wiem… Sama się dziwię.

Powstańcza sanitariuszka zapytana o święta z dzieciństwa, opowiada:

- Z dzieciństwa pamiętam jodłę, którą ubierałam z braćmi. Wtedy wszystkie zabawki na choinkę robiliśmy sami – łańcuchy, wycinanki, wydmuszki, pajacyki. Wieszało się owoce, małe jabłuszka i opakowane cukierki. To było przed wojną, a w czasie wojny? Tuż po pierwszej wigilii w 1939 r. zmroziła nas wiadomość o egzekucji 107 Polaków w Wawrze i Aninie. Mężczyźni zostali wyciągnięci z domów w koszulach, piżamach i rozstrzelani, tylko dlatego, że wdali się w bójkę w miejscowej knajpie i dwóm Niemcom się oberwało. No i to już był klimat tego, co będzie dalej… - wspomina Irena Krajewska „Lala”.

Wigilia na dworcu w Kutnie 

I nagle, na wspomnienie Wigilii po wojnie, zaczyna się śmiać. - Jechałam pod Gostynin, żeby spędzić Wigilię z braćmi. Musiałam się przesiąść w Kutnie, ale mój pociąg się spóźnił i na tę przesiadkę nie zdążyłam. Całą wigilijną noc spędziłam na ławce na śmierdzącym dworcu. Piękne święta, co? Dziś się z tego śmieję, ale wtedy było mi tak przykro, że bracia na mnie czekają, martwią się, a ja utknęłam bezsilnie – opowiada Irena Krajewska.

W mieszkaniu Marii Kowalskiej, sanitariuszki z Mokotowa, na półkach rzucają się w oczy… myszy. Maskotki, figurki, pluszaki, nawiązujące do konspiracyjnego pseudonimu. – Niezła kolekcja się zrobiła – śmieje się „Myszka”. Pokazuje tę ostatnią  - najsłodszą - myszkę, która została po jej niedawnych setnych urodzinach. Była na torcie. 

Smutna Wigilia w obozie

- Gdy wojna się zaczęła, miałam 14 lat i pięć sióstr. Wigilia była każdego roku, nawet w wojnę. Biedna albo biedniejsza. Ale zawsze coś tam się sprzedało, żeby coś kupić. Uwielbiałam bigos, moja mama robiła świetny – mówi, poproszona o wspomnienie Wigilii z czasów wojny. Najsmutniejsza była ta w obozie Stutthof, po upadku powstania. Trafiła tam z grupą 40 dziewcząt z Mokotowa. Jako jeńcy wojenni miały tam specjalne względy. Nie ogolono im głów. Mogły nosić białe opaski z napisem AK. – Śmiałyśmy się, że to od Arbeitskommando, ale to rzeczywiście AK miało być. Tak nas oznaczyli. Pamiętam, że 24 grudnia 1944 r. pół dnia obierałyśmy ziemniaki w oficerskiej kartoflarni i do baraków wróciłyśmy koło godz. 21 i dopiero wtedy urządziłyśmy sobie na obozowych pryczach wigilię, taką prawie bez niczego, chociaż ktoś nam nawet przyniósł jakąś choinkę, podzieliłyśmy się chlebem zamiast opłatkiem. Popłakałyśmy. Ale wpadła strażniczka, rozwaliła nam to wszystko. Ot i taka wigilia – wspomina „Myszka”.

- A co robić, żeby dożyć stu lat w takiej  świetnej formie? – pytamy.

- Nie jeść cukru. Ale u mnie to chyba chodzi o geny. Moja mama żyła 99 lat – zauważa na zakończenie Maria Kowalska.

Całą redakcją „Super Expressu” Pani Marii i Pani Irenie życzymy 200 lat i zdrówka!

Dużo zdjęć ze świątecznej wizyty można obejrzeć w GALERII powyżej.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki