Spalił dzieci i żonę, by dostać odszkodowanie. Potwór z Jastrzębia-Zdroju SKAZANY

2018-01-13 4:00

Dożywotnie więzienie za bestialstwo, które wprost nie mieści się w głowie! Taki wyrok usłyszał wczoraj Dariusz P. (46 l.) z Jastrzębia-Zdroju (woj. śląskie). Zwyrodnialec podpalił dom, w którym spali jego najbliżsi. Wymyślił sobie, że pozbędzie się rodziny, a przy okazji zgarnie wysokie odszkodowanie. Skutek? W płomieniach zginęła jego żona i czworo dzieci. Jakimś cudem przeżył tylko najstarszy syn zabójcy.

- Ja ich ciągle kocham. Żonę i dzieci. Oni zawsze byli dla mnie najważniejsi. Czekam, kiedy będę mógł wrócić do syna, do normalnego życia. Proszę o uniewinnienie - mówił wczoraj Dariusz P. krótko przed ogłoszeniem wyroku w katowickim sądzie apelacyjnym.

Jego nadzieje okazały się płonne. Sąd nie miał wątpliwości, że na ławie oskarżonych zasiadł psychopatyczny zabójca, który tylko odgrywa niewinnego, dotkniętego życiową tragedią człowieka, by uniknąć odpowiedzialności. Wymierzając mu karę dożywotniego więzienia, sędzia Marek Charuza argumentował, że oskarżony jest sprawcą zbrodni bez miary. - Ojciec i mąż. Chciał zabić całą swoją rodzinę. Chciał pozbyć się najbliższych dla pieniędzy. Trudno w to uwierzyć - grzmiał sędzia. Dodał, że o warunkowe zwolnienie Dariusz P. będzie się mógł ubiegać dopiero po odsiedzeniu 35 lat.

Zbrodniarz słuchał uzasadnienia z grobową miną. Dotarło do niego, że zabawa się skończyła i ten wyrok oznacza, że prawdopodobnie już nie wyjdzie na wolność i spędzi życie za kratami.

W pożarze wywołanym przez Dariusza P. śmierć poniosła jego żona Joanna (+40 l.), dzieci Agnieszka (+4 l.), Marcin (+9 l.), Małgosia (+13 l.) i Justyna (+18 l.). Tragedia miała miejsce w maju 2013 r. To była zbrodnia precyzyjnie zaplanowana. Przed podłożeniem ognia sprawca pozamykał drzwi domu na klucz i zablokował rolety. Chciał mieć pewność, że jego bliscy nie wyrwą się z płomieni. Już po wszystkim zrobił z siebie ofiarę. W mediach grał biblijnego Hioba- ojca, któremu Bóg zabrał całą rodzinę. Jednocześnie kierował śledztwo na fałszywe tropy - podrzucał sfabrykowane dowody, sam do siebie wysyłał SMS-y od rzekomego podpalacza. Długo wodził śledczych za nos. Nie poddał się nawet wtedy, gdy go aresztowali. Dowodził, że w momencie wybuchu pożaru był w sąsiedniej miejscowości. Na koniec, nafaszerowany wiedzą z podręcznika psychiatrii, usiłował symulować chorobę psychiczną.

Ten diaboliczny plan spalił na panewce. Śledczy z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach nie dali się zwieść i sprawiedliwości stało się zadość. - Jesteśmy zadowoleni z orzeczonej kary. Ta zbrodnia jest wyjątkowo odrażająca - podsumowała prokurator Karina Spruś.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki