Adam Z. jako ostatni widział Ewę Tylman i to on okazał się kluczem do rozwiązania zagadki zaginięcia 26-latki w nocy 23 listopada. Bawili się na firmowym spotkaniu integracyjnym w centrum Poznania, skąd po godz. 3 wyszli razem. Nagrania monitoringu pokazały, że dotarli w okolice Warty. Do tej pory Adam Z. utrzymywał, że tam mieli się rozejść w różne strony. Poza tym był pijany i nic nie pamięta.
Cień podejrzeń na mężczyznę rzucił Krzysztof Rutkowski zaangażowany do poszukiwań Ewy. - Na badanie wariografem zorganizowane przez nasze biuro kilka dni temu Adam Z. przyszedł z adwokatką. Wyniki badania co prawda nie były jednoznaczne, ale są wskazaniem, że nie mówi całej prawdy - opisuje Rutkowski. Jego zdaniem Ewa Tylman poszła nad rzekę z kolegą, a tam wydarzył się nieszczęśliwy wypadek. - Możliwe, że Adam Z. chciał nawet jej pomóc, bo ma podrapaną rękę - spekuluje Rutkowski.
Podobną wersję przedstawił Adam Z. podczas ostatnich przesłuchań. Zresztą jedną z kilku. Powiedział, że byli z Ewą na brzegu Warty. Tam doszło między nimi do nieporozumienia. 26-latka poślizgnęła się, wpadła do rzeki. Widział, jak tonie. Nie był w stanie jej pomóc. Przestraszył się i uciekł. Później udawał, że nic nie pamięta. Wczoraj w czasie wizji lokalnej Adam Z. pokazał śledczym, jak zszedł z Ewą nad Wartę. Obejmował ją, a potem kobieta leżała nad brzegiem...
- Poszukiwania Ewy Tylman wciąż trwają - mówi Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji. Jeśli odnaleziono by jej ciało, to sekcja zwłok wykaże, czy na ciele kobiety są ślady świadczące o przemocy. Na razie prokuratura nie chce mówić o zarzutach, jakie postawi Adamowi Z. - Czynności procesowe trwają - ucina Magdalena Mazur-Prus.\
Zobacz: Ojciec Ewy Tylman NIE WIERZY w to, że jego córka nie żyje