Super Historia. Jesteśmy na wczasach

2014-06-23 4:00

W międzywojniu do kurortów górskich oraz wód wyjeżdżała wyłącznie elita. Mieszczanie udawali się "dla zdrowia" niezbyt daleko, mieszkając skromnie. Realny socjalizm inaczej zorganizował Polakom życie, w tym i wypoczynek.

Krakowianie przed wojną podróżowali do Zakopanego, które przyciągało twórców, mieszczan i elity. Gdańszczanie jeździli "do Sopot", a warszawiacy do Konstancina lub nad Świder. Z kolei w planach wakacyjnych arystokracji i przemysłowców figurowały niemieckie Karlsbad i Baden-Baden czy angielskie Bath. Ziemiaństwo wolało dworki rodziny i przyjaciół. Popularne były też Krynica, Szczawnica, Duszniki, Nałęczów. Wczasowicze, a zwłaszcza plażowicze dwudziestolecia, bulwersowali miejscową ludność strojami gimnastycznymi noszonymi publicznie. Plażujące panie odrzuciły parasolki i spódnice za kolana na rzecz jednoczęściowych kostiumów z czarnego trykotu, odsłaniających uda i ramiona.

Po wojnie dużo się zmieniło. Plaże zaludniły się pracownicami na przymusowym odpoczynku: w podomkach i chustkach.

Wczasy w domach wczasowych Funduszu Wczasów Pracowniczych, utworzonego niespełna 2 lata po wojnie, oraz w zakładowych ośrodkach wczasowych były priorytetem władz. Centralna Rada Związków Zawodowych podjęła po wojnie uchwałę, zgodnie z którą "najpiękniejsze regiony kraju powinien poznać i górnik, i nauczyciel". Rejony górskie i nadmorskie wkrótce stały się placami budowy ośrodków wczasowych. Na początku lat 70. poza ośrodkami zaczęły wyrastać w lasach domki kempingowe, mniejsze od baraków, z pryczami zamiast łóżek i miednicą z wiadrem zamiast łazienki. Choć trudno było zrobić w nich krok bez wpadnięcia na ścianę, były "krokiem ku uwczasowieniu wszystkich obywateli".

Zobacz: Super Historia: Miłość od pierwszego wejrzenia

Dojazd koleją do ośrodka wczasowego był w czasach PRL nie lada wyzwaniem. Bito rekordy w liczbie podróżnych zdolnych wsiąść do przedziału przez okno, spano w toaletach i w korytarzu na walizkach z prawdziwej tektury.

Wczasowicz nie tylko korzystał z powietrza i widoków, ale miał też obowiązki. Musiał punktualnie stawiać się na posiłki i integrować z resztą wczasowiczów. Ideowi członkowie rad zakładowych dbali o przemieszanie społeczeństwa. W ośrodkowej stołówce przy jednym stoliku spotykali się urzędnik jedzący zupę mleczną za rozłożoną gazetą z chłoporobotnikiem jadającym na gazecie. Wczasowe mielone serwowano w fajansie z ogryzionym brzegiem na obrusie z ceraty. Jedzono powyginanymi sztućcami z aluminium, popijano z kubków bez ucha, zbieranych przez panie kuchenne metodą kubek w kubek. Kiedy sięgająca świetlówek wieża z kubków runęła, radości było więcej niż podczas całego pobytu.

Prawo do krzesła w świetlicy

W ośrodkach wczasowych obowiązywała socjalistyczna elegancja, łącząca marmur schodów z olejnymi lamperiami w kolorze kojarzącym się z problemami osób nieprzywykłych do zbiorowego żywienia. Można było wylądować w pokoju łóżko w łóżko z kimś powiązanym jedynie branżowo. Łazienka była jedna na piętro. Ostatnim z kolejki pod prysznic zapewniano lodowate kąpiele hartujące. Stolik w pokoju uznawano za dodatek demoralizujący, skłaniający do hazardu. Większość wczasowiczów gromadziła się więc w świetlicy przed telewizorem. Atrakcjami pobytów zorganizowanych były z pewnością wieczorki "tańcująco-pijące". Gdyby nie to, że kończyły się zakłócaniem ciszy i porządku przez zbłąkanych "szładzieweczkowiczów", można by je zaliczyć do propozycji kulturalnych.

Rocznik statystyczny z 1978 roku odnotował, że z dwutygodniowych wczasów zorganizowanych skorzystało 4,5 miliona Polaków. Ale w tych samych latach 70. Polak przywykły do wyjazdów wczasowych miał już odwagę, aby z FWP nie korzystać. Nawet jeśli nie stać go było na Grand Hotel w Sopocie, jechał do kwatery prywatnej do Ciechocinka, gdzie wstawał i jadał, kiedy chciał, integrując się z tymi, których sobie wybrał.

Papieros z widokiem

Rozkwit kurortów w PRL umożliwiał standard lepszy niż w ośrodkach wczasowych. Jeśli za Gierka ktoś zamiast "jadę do Zakopanego" mówił "do Zakopca", znaczyło to zwykle, że ma dobre wiązania do nart i powiązania z aparatem partyjnym. "Zakopcowiczom" nie odpowiadały wyczyny kaowców, urządzających wycieczki "szlakiem" i "śladami" oraz oferujących spotkania z "ciekawymi ludźmi" (np. kombatantami z Armii Ludowej).

Charakterystyczną cechą socjalistycznego wypoczynku, obwarowanego masą zakazów, jak np. zakaz dyskutowania z personelem kuchennym o jakości leniwych, marmolady i mortadeli, był brak zakazu palenia. Pet z widokiem na Giewont, papieros w kąciku ust w Ustce nieodmiennie towarzyszyły wczasom w PRL. W ośrodkach śmierdziało mieszanką nikotyny i pasty do konserwacji linoleum pokrywającego "wczasową powierzchnię płaską", która, przeliczając na głowę "wczasorobotnika" nie była duża. Ale za to niepowtarzalna.

ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki