Świdnica: Chcą niewidomemu Stanisławowi Szymańskiemu zabrać psa przewodnika

2011-03-18 3:50

Ile dla niewidomego znaczy pies przewodnik, przekonał się Stanisław Szymański (60 l.) ze Świdnicy (woj. dolnośląskie). - Dał mi nowe życie! - mówi mężczyzna. Jednak może stracić ukochanego labradora, bo Polski Związek Niewidomych nie ma pieniędzy na dofinansowanie psów przewodników.

20 lat temu nowotwór zaatakował oczy pana Stanisława. Mężczyzna stracił wzrok. Kilka lat temu choroba wróciła i uszkodziła błędnik. Dlatego często traci równowagę i orientację. - Wydaje mi się, że idę prosto, a zbaczam gdzieś, spadam z krawężników - mówi. Złożył więc wniosek do PZN o przyznanie psa przewodnika. Na zgodę czekał półtora roku.

Kiedy do Szymańskich przyjechał treser psów z dwoma labradorami przygotowanymi do pomocy niewidomym, Lucy (3 l.) od razu zakochała się w panu Stanisławie. Teraz są zgraną parą. Pies prowadzi go na rynek, pokazuje okienko pocztowe, przycisk do zmiany świateł na skrzyżowaniu, przeszkody, pomaga złapać równowagę, kiedy ją traci. A gdy słyszy komendę: "Prowadź do domu", bezbłędnie rusza pod same drzwi.

Patrz też: Oto marzenie niewidomych bliźniaków: Chciałbym zobaczyć mojego braciszka

Ale teraz mężczyzna boi się, że straci ukochaną Lucy. Wytresowany pies kosztuje 15 750 zł. Zapłacić miał za niego PZN, ale twierdzi, że nie ma na to pieniędzy. Winę zwala na Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. - Nie dostaliśmy z PFRON dofinansowania na psy przewodniki - mówi Magdalena Rudzka z PZN. Fundusz odbija piłeczkę i twierdzi, że pieniądze przekazywał. Spór trwa.

Zdesperowany pan Stanisław od ludzi dobrej woli uzbierał blisko 6 tys. zł. Jeśli nie zgromadzi reszty, będzie musiał oddać Lucy. - Ten pies to moje oczy - żali się.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki