Trzynaście lat temu w kwietniu porwano im dziecko. W tym roku, gdy w telewizji śledzili relację z zaginięcia 10-letniej Majki, przeszedł ich dreszcz przerażenia. Okoliczności porwania Mai (popołudnie, powrót ze szkoły do domu, wiek dziewczynki, samochód, w którym był oprawca i którym krążył po miejscowości przed uprowadzeniem) do złudzenia przypominały im zaginięcie ich córki. Z tym że ich Ewuni nie udało się odnaleźć. - To bardzo podobne historie. Porywacz naszej Ewy po prostu musi mieć coś wspólnego z tym człowiekiem, który uprowadził Maję - mówi pan Józef. I wspomina koszmar sprzed 13 lat. - Było kwietniowe popołudnie. Ewa miała 10 lat. Wracała ze szkoły. Była kilkadziesiąt metrów od domu, żona nawet widziała ją z okna. Ale do domu nie dotarła. Wtedy też po osiedlowych uliczkach krążył obcy samochód. Szukały jej setki ludzi. Tyle że tylko w Polsce. O systemie "Child Alert" nikt wtedy nie słyszał - opowiada pan Józef. Po historii z Mają nadzieja na odnalezienie córki wróciła do niego ze zdwojoną siłą. - Mamy przeczucie, że to ten sam porywacz albo nawet gang porywaczy. Te dwa porwania były identyczne - dodaje.
Czytaj też: Nowe fakty w sprawie porwania małej Mai. Porywacz groził dziewczynce śmiercią!
Józef Wołyński skontaktował się ze śledczymi KWP w Szczecinie i przypomniał im zdarzenia sprzed 13 lat. Zapewnili, że jak tylko Adrian M. (31 l.), porywacz Mai, będzie w Polsce i będą go mogli przesłuchać, zapytają o Ewę. - Z niecierpliwością czekamy na wiadomość od kryminalnych. Chcielibyśmy w końcu wiedzieć, co stało się z naszym dzieckiem. Ciągle wierzymy, że nasza Ewa żyje i jeszcze do nas wróci - podsumowuje pan Józef.
Zobacz: Kim jest PSYCHOL, który uprowadził Maję ze Szczecina? To Polak romskiego pochodzenia