Debata Kaczyński - Komorowski była ustawiona (ZDJĘCIA!)

2010-06-28 10:04

Miało być prawdziwe starcie gigantów, wyszła nieciekawa polityczna ustawka. W pierwszym telewizyjnym pojedynku Bronisława Komorowskiego i Jarosława Kaczyńskiego wiało potworną nudą. Czy mogło być inaczej, skoro scenariusz tego spektaklu został od początku do końca wymyślony przez sztabowców obu pretendentów do pałacu?

- Współpracownicy kandydatów już przed debatą wyjęli im broń z reki, a wręcz wybili zęby - przekonuje prof. Wiesław Godzic, medioznawca.

Te niespełna sześćdziesiąt minut telewizyjnego starcia mogło zaważyć na ostatecznym wyniku wyborów prezydenckich. Nic więc dziwnego, że obaj kandydaci bardzo poważnie potraktowali debatę w TVP i przez całą niedzielę szlifowali formę. Bronisław Komorowski zaszył się w parku, zaś Jarosław Kaczyński wertował notatki w swoim domu. Obaj panowie do ostatnich chwil byli też "ćwiczeni" przez partyjnych specjalistów od pijaru.

Spektakl zaczął się punktualnie o godzinie 20. Jak się szybko okazało, każda minuta została wcześniej starannie przez sztaby zaplanowana. Panowie doskonale wiedzieli, o co będą pytani, stąd niemal bez zająknięcia recytowali wyuczone wcześniej formułki. Żadne z pytań ich nie zaskoczyło. A szkoda. Najciekawiej było wówczas, kiedy dochodziło do polemik i słownych zaczepek. Ale te niestety błyskawicznie były gaszone przez trzy prowadzące dziennikarki - Joannę Lichocką z TVP, Monikę Olejnik z TVN oraz Magdalenę Sakowską z Polsatu.

Obaj kandydaci byli pytani m.in. o legalizację związków homoseksualnych, in vitro, stosunki państwo - Kościół, podniesienie wieku emerytalnego, a także tragedię smoleńską. Za każdym razem starali się różnić, choć niejednokrotnie mieli z tym spory problem. Komorowski kilkakrotnie usiłował sprowokować prezesa PiS, ale ten długo nie reagował na zaczepki. Mimo to zaliczył wpadkę, kiedy stwierdził, że o sprawach Polaków na Białorusi będzie rozmawiał z... Rosją. Na koniec kandydat PO wytknął Kaczyńskiemu, że cztery lata temu miał się opowiadać za likwidacją dopłat dla rolników. - To nieprawda - odpowiedział prezes PiS. Na koniec obaj panowie podali sobie dłonie i ogłosili zwycięzcami pojedynku.

Ci, którzy ostrzyli sobie zęby na niedzielne starcie, musieli obejść się smakiem. - To wyglądało jeszcze gorzej niż ustawka polityczna. Istotą debaty jest to, że rozmówcy polemizują ze sobą. W ten sposób mogą pokazać, kto jest błyskotliwy, kto potrafi argumentować swoje racje i wyprowadzać celne riposty na zaczepki przeciwnika. Ustawka sztabowców to wszystko zabiła - twierdzi prof. Godzic.

Tymczasem Wojciech Szalkiewicz, specjalista od marketingu politycznego, nie jest zaskoczony przebiegiem pierwszego telewizyjnego starcia kandydatów PO i PiS. - Już w latach 60. w USA sztabowcy do ostatniej chwili wykłócali się o takie szczegóły, jak tło w studiu, mimo że telewizja była wówczas czarno-biała. Debata nie służy wymianie poglądów, tylko grze na wizerunki. Wygrywa ten, kto odniesie lepsze wrażenie. Kennedy wygrał z Nixonem, ponieważ był lepiej ogolony i staranniej uczesany - podkreśla Szalkiewicz.

Cóż, jak widać polityka stała się towarem, a polityka jak proszek do prania trzeba ładnie opakować i sprzedać. Kto w niedzielę sprzedał się lepiej? To okaże się 4 lipca.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki