Radosław Sikorski w Oksfordzie: Tuzin facetów we frakach zniszczył moje meble (VIDEO!)

2010-03-09 21:10

W latach osiemdziesiątych bogaci studenci Oksfordu skupieni w elitarnym klubie Bullingdon z nudów demolowali knajpy, pokoje w akademikach, urządzali alkoholowe burdy i wywoływali skandale. Na przykład pili na umór i wymiotowali przy stołach w restauracjach do papierowych torebek. Jak ustalił "Super Express", do tego grona należał Radosław Sikorski (47 l.).

Byli bezkarni, bo za zdemolowane knajpy natychmiast płacili olbrzymie sumy, żeby właściciele nie skarżyli się policji.

Do swojej przynależności do Bullingdon Club Sikorski sam przyznał się przy okazji realizacji filmu "Kiedy Boris spotkał Dave'a". Dokument angielskiej stacji Channel 4 miał właśnie premierę w Wielkiej Brytanii - opowiada o studenckich czasach lidera brytyjskich konserwatystów Davida Camerona (44 l.) oraz burmistrza Londynu Borisa Johnsona (46 l.). Obaj panowie, a dziś wpływowi politycy z pierwszych stron gazet, byli też członkami tego niesławnego stowarzyszenia. Teraz potwornie się tego wstydzą (źródło: Channel 4/YouTube):


Sikorski doskonale pamięta, w jakich okolicznościach dołączył do tego grona. - Procedura przyjęcia polegała na wtargnięciu do mojego pokoju w środku nocy. Byłem totalnie zaskoczony i do tego w piżamie - opowiada Sikorski. - Tuzin facetów we frakach zniszczył moje meble, książki, a nawet sprzęt muzyczny. Wszystkie moje rzeczy. W trakcie tego zamieszania podszedł Boris Johnson i uścisnął moją dłoń. "Gratulacje stary. Zostałeś wybrany" - zdradził brytyjskim dziennikarzom Sikorski.

Patrz też: Prawybory w PO: Bili się młotkiem, radiem i pelargoniami

Czym był tak naprawdę tajemniczy Bullingdon Club? Założony został w 1780. Początkowo skupiał studentów Oksfordu, którzy lubili polowania i grę w krykieta. Z czasem zyskał na Wyspach, i nie tylko, bardzo złą sławę. Kiedy trafił do niego Sikorski - Bullingdon Club kojarzył się już wyłącznie z pijackimi ucztami i demolowaniem restauracji. Pikanterii dodaje fakt, że do klubu mogły należeć osoby z odpowiednimi koneksjami oraz wysokim statusem majątkowym.

Czytaj dalej >>>


I nic dziwnego, skoro członkowie klubu bawili się w najdroższych knajpach. Charakterystyczne stroje członków klubu, szyte na miarę fraki wraz z dodatkami, kosztowały ok. 2 tys. funtów. Co najważniejsze, trzeba było mieć niemałe pieniądze, aby zapłacić za demolkę, jaką kończyły się "kolacje" członków klubu. Jak podaje brytyjska prasa, podczas pijackich imprez mieli oni obowiązek posiadać własną torbę, do której wymiotowali, ponieważ nie mogli odchodzić od stolika.

>>> Zobacz pierwszą część filmu (w całości w języku angielskim)

Odejście było przyjmowane jako obraza dla pozostałych członków klubu. Impreza kończyła się regularną demolką lokalu. Ze względu na złą sławę członków klubu restauracje rezerwowano zazwyczaj pod fałszywym nazwiskiem, a po wszystkim w twarz zdumionych właścicieli rzucano duże kwoty pieniędzy na pokrycie zniszczeń. Podczas jednej z imprez członkowie klubu wynajęli muzyków, którym zniszczyli instrumenty, włączając w to skrzypce stradivarius.

>>> Zobacz drugą część filmu (w całości w języku angielskim)

Dziś członkowie Bullingdon Club wstydzą się i tuszują jak mogą swoją burzliwą przeszłość. Wszyscy odmówili wystąpienia w brytyjskim filmie. Wyjątek zrobił tylko nasz minister, ale opowiedział wyłącznie o tym, w jaki sposób był przyjmowany do klubu. Na temat swojej działalności w nim milczał jak zaklęty. Czy teraz Sikorski opowie o pijackich ekscesach Bullingdon Club?

>>> Zobacz trzecią część filmu (w całości w języku angielskim)

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki