Takiej kolekcji olimpijskich maskotek nie ma nawet Muzeum Sportu!

i

Autor: Archiwum Henryka Grzonki

Takiej kolekcji olimpijskich maskotek nie ma nawet Muzeum Sportu!

2019-04-18 6:30

Red. Henrykowi Grzonce (61 l.), dziennikarzowi sportowemu przez lata związanemu z Polskim Radiem Katowice, BRAKUJE JEDYNIE Bobra Amika z Montrealu (1976 r.). – Już go miałem kupić na portalu aukcyjnym, ale stwierdziłem, że 5 tys. zł za pluszaka, nawet w wersji limitowanej, to stanowczo za dużo! Będą go chciał mieć za mniejsze pieniądze.

Red. Grzonka był sprawozdawcą na pięciu igrzyskach. Stąd też w jego kolekcji pięć medali za uczestnictwo w nich. Bo trzeba wiedzieć, że to co łączy igrzyska od samego ich początku (1896 r.) to medale. – Dla tych, co stawali na pudle i dla wszystkich uczestników wielkiej rodziny olimpijskiej. Z czasem do rodziny doszlusowali dziennikarze obsługujący igrzyska. Pięć kółek i znicz pojawiły się później – podkreśla kolekcjoner. Jak zaczęła się to maskotkowe hooby? Henryk Grzonka będąc studentem pojechał na igrzyska do Moskwy (1980 r.). Kupił sobie niedźwiadka Miszę. A jak już miał jedną maskotkę, to postanowił mieć wszystkie. Tu trzeba wyjaśnić, że olimpijskie (najczęściej) pluszaki są oficjalnym maskotkami dopiero od igrzysk w Monachium (1972 r.). Wówczas organizatorzy postanowili wymyślić coś nowego (w 1936 r. Niemcy „wymyślili” znicz olimpijski i wieńce z liści dębu – ale te się jakoś nie przyjęły). I na świat przyszedł jamnik Waldi. Pomysł przypadł do gustu Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu i uznał, że Waldi był pierwszą oficjalną maskotką. I odtąd każde igrzyska będą miały coś takiego. – od Barcelony (1992 r.) takie symbole mają także tzw. paraolimpiady – tłumaczy red. Grzonka.

Dziennikarz-kolekcjoner podkreśla,że olimpijskie pluszaki, to nie są zwykłe przytulanki. Organizatorzy igrzysk prezentują coś, co jest jednocześnie symboliczne dla danego państwa. Na przykład: maskotką zimowych igrzysk w Nagano (Japonia, 1998 r.) były CZTERY SOWY. Dlaczego cztery? A dla tego, że CZTERY lata dzielą igrzyska od igrzysk i ten czas nazywa się OLIMPIADĄ. Bo Japonia składa się z CZTERECH wysp i CZTERY są żywioły. Kolekcja red. Grzonki zajmuje w jego domu cały pokój (co widać na zdjęciu). Oprócz maskotek hobbysta ma pokaźny zbiór medali olimpijskich za udział w igrzyskach (nie licząc swoich); m.in. z Berlina (1936 r.) i Sztokholmu (1912 r.), mnóstwo dziennikarskich dokumentów – akredytacji itp. Za ile sprzedałby swoją kolekcję? – Prędzej sprzedałby, gdybym potrzebował nagle kasy, samochód, a nie zbiory! Chociaż raz organizatorzy wystawy zapytali mnie, na ile pan wycenia te maskotki, bo to potrzebne jest do ubezpieczenia. A niech będzie na 700 zł od maskotki, tak sobie palnąłem – zwierza się Henryk Grzonka. A gdyby ktoś był w Rybniku, to może zajrzeć do Zabytkowej Kopalni Ignacy. Tam od 23 kwietnia do 15 maja można zobaczyć olimpijską kolekcję naszego rozmówcy. Do Warszawy kolekcjoner nie wybiera się. – Za stary jestem, nie chce mi się, a do Rybnika mam niedaleko!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki