To nie było samobójstwo

2007-10-15 22:07

Od śmierci Ewy (20 l.) upłynęły cztery lata, a jej rodzice wciąż uparcie szukają odpowiedzi na pytanie, jak zginęła ich ukochana córka. Popełniła samobójstwo? Została zamordowana? Mozolnie prowadzą własne śledztwo, bo prokuratura dała za wygraną...

- Nie odpuszczę. Muszę dowiedzieć się, jak zginęła - Marek Kmita (50 l.), ojciec Ewy, zaciska pięści.

25 września 2003 roku. Starowa Góra koło Łodzi. Tuż po godz. 14 Ewa jedzie rowerem do apteki, 2 kilometry od domu. Tam ostatni raz widziano ją żywą. Wieczorem zaniepokojeni rodzice rozpoczynają poszukiwania. Wraz ze wschodem słońca przerażająca prawda wychodzi na jaw.

Znaleźli ją w lasku

Swoją ukochaną córeczkę rodzice znajdują martwą w lasku, kilometr od domu.

- Ewunia siedziała. Na głowie miała kaptur. Spod niego wystawał zaciśnięty na szyi sznurek. Przywiązany był do gałęzi niewielkiego drzewka, mniej więcej na wysokości metra - opowiada ojciec.

Prokuratura stwierdza, że to samobójstwo i umarza sprawę.

Rodzice Ewy nie godzą się z tym. Są przekonani, że córka nie odebrała sobie życia.

- Ewunia była pogodna, nie miała żadnych problemów, cieszyła się, że rozpoczyna studia na Uniwersytecie Łódzkim. W dniu śmierci śmiała się, że przed rozpoczęciem roku akademickiego musi zmienić uczesanie - tłumaczy pan Marek.

Same wątpliwości

Dodaje, że wątpliwości było więcej. Na drzewie, do którego przywiązana była córka, Kmitowie znaleźli jakiś zabrudzony cementem scyzoryk.

- A lekarstwa, które kupiła Ewa w aptece, były rozrzucone kilkanaście metrów dalej - opisuje.

Do myślenia dało im też ubranie córki. - Było bardzo brudne. Zanieśliśmy je na policję do badań, bo prokuratura nie zleciła ich przeprowadzenia - uściśla pan Marek.

Policyjni specjaliści odkrywają na spodniach dziewczyny ślady spermy. Ewa przed śmiercią była zgwałcona!

Kolejny nowy trop

Policjanci ustalają kod DNA sprawcy, ale mimo poszukiwań nie udaje się go odnaleźć. Prokuratura umarza więc postępowanie po raz drugi. I tym razem rodzice Ewy nie dają za wygraną i uparcie kontynuują własne śledztwo.

- Prokuratura od początku szła na łatwiznę - uważa Marek Kmita. - Najpierw twierdzi, że to samobójstwo, a teraz odpuszcza.

Ojciec Ewy ostatnio wpadł na nowy trop. - W trakcie jednej z zakrapianych imprez w okolicy pewien mężczyzna wygadał się, że ma coś wspólnego ze śmiercią naszej córki. Że miał pięciu wspólników. Usiłowałem dowiedzieć się czegoś więcej, ale nagle zapanowała zmowa milczenia - tłumaczy.

Pomoc obiecuje Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy łódzkiej prokuratury.

- Jak najszybciej te informacje powinny zostać przekazane prokuraturze lub policji. Po ich zweryfikowaniu, jeżeli uznamy, że rzucają nowe światło na sprawę, natychmiast wznawiamy postępowanie - obiecuje.

Oglądaj także dziś w Polsacie o godz. 16.15

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki