Wczoraj o świcie nad skuty lodem Liwiec przepływający nieopodal Mokobodów pod Siedlcami znów ruszyły zastępy strażaków i nurków. Cel? Jak najszybciej odnaleźć ciało drugiego z braci Mendzów, którzy utonęli w rzece 29 grudnia. Długo nie było wiadomo, co się z nimi stało. Dwustu ratowników mających do pomocy psy tropiące i śmigłowiec przez pierwsze trzy doby nie natrafiło na najmniejszy ślad chłopców. Rozesłano portrety pamięciowe zaginionych, a w rodziców wstąpiła nadzieja, bo zgłosili się świadkowie, którzy ponoć widzieli braci w pociągu jadącym z Siedlec do Warszawy. Czyżby ruszyli do stolicy po przygodę?
Zobacz też: Dramatyczne wyznania rodziny chłopców z Mokobodód. Trudno w to uwierzyć, pochowam własne wnuki
Ale nazajutrz nadzieja zgasła. 2 stycznia jeden z płetwonurków odnalazł w Liwcu ciało Marcina (†15 l.). Tkwiło pod wodą, zaczepione o konar drzewa. Nie było wątpliwości, że Paweł (†12 l.) też utonął. Pozostało jedno pytanie: jak szybko ratownicy go odnajdą.
Agnieszka Charczuk (42 l.), ciocia chłopców, codziennie przychodzi nad wodę. I godzinami towarzyszy ratownikom, którzy na pontonach i tratwach przeczesują rzekę, kruszą bosakami lód, zaglądają w wykroty i rozpadliny. - Nie mogę już tego znieść - mówi ze łzami w oczach. - Czekamy, aż rzeka odda nam Pawełka. Oni muszą leżeć razem. Zresztą moja siostra Basia, ich matka, nie wytrzymałaby dwóch pogrzebów. Jest u kresu sił. Żeby nie leki uspakajające, chyba by zwariowała - dodaje.
Polecamy: Jasnowidz MIAŁ WIZJĘ: To ja znalazłem ciało Marcina z Mokobód!
- Trudno będzie go znaleźć, rzeka jest głęboka, koryto z wieloma zakolami. A mróz sprawia, że płetwonurkowie nie mogą długo przebywać pod wodą - mówi Adam Dziura z siedleckiej straży pożarnej. - Ale będziemy szukać do skutku - zapewnia Jerzy Długosz z siedleckiej policji.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail