Tupolewem miał lecieć nawigator z Rosji. Rosjanie nie spełnili prośby pilotów

2010-06-08 11:33

Czy gdyby na pokładzie prezydenckiego Tu-154M był rosyjski specjalista od naprowadzania maszyny i komunikacji z wieżą kontrolną nie doszłoby do katastrofy 10 kwietnia? Już nigdy się tego nie dowiemy, ale jedno jest pewne 36.Pułk Specjalny Lotnictwa Transportowego prosił ambasadę Rosji o nawigatora, który znal lotnisko Siewiernyj i mógłby lecieć z polską załogą do Smoleńska.

W kokipcie prezydenckiej maszyny byli: dowódca załogi mjr Arkadiusz Protasiuk (+ 36 l.), drugi pilot mjr Robert Grzywna ( + 36 l.), nawiagator - porucznik Artur Ziętek (+ 32 l.) oraz mechanik - chorąży Andrzej Michalak (+ 37 l.).

Nawet tak dobrze wyszkolona załoga nie przewidziała, że przyjdzie jej pilotować maszynę w ekstremalnie trudnych warunkach. Dowództwo 36. pułku już zawczasu chciało zadbać o bezpieczeństwo lotników i pasażerów dlatego zwróciło się do Rosjan z prośbą o nawigatora.

Lider, jak się określa jego funkcję w lotniczym slangu, odpowiadałby za komunikację po rosyjsku z kontrolerami lotów, a poza tym doskonale znał przecież lotnisko wojskowe Siewiernyj.

Jak donosi „Rzeczpospolita” nawigator z Rosji miał lecieć do Smoleńska dwa razy, 7 kwietnia z premierem Donaldem Tuskiem i 10 kwietnia z delegacją prezydenta. Specpułk odpowiedzialny za wożenie VIPów nie dostał jednak od ambasady w Moskwie żadnej odpowiedzi.
Skompletowano więc załogę złożoną tylko z polskich pilotów, a nawigatorem został porucznik Artur Ziętek.

Lotnicy mimo próśb w oficjalnych pismach nie doczekali się też danych dotyczących lotniska w Smoleńsku. Dokumenty trafiły też do polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, ale resort Radosława Sikorskiego także milczał.

Czemu na pokładzie Tu-154 M nie było nawigatora  z Rosji? - Strona rosyjska nie potwierdziła gotowości do zabezpieczenia lotów przez lidera – mówi gazecie Robert Kupracz, rzecznik prasowy Dowództwa Sił Powietrznych. Jednocześnie MSZ nie potwierdza, czy w ogóle przekazało prośbę Rosjanom.

Piloci nie mają wątpliwości, że kapitan tupolewa Arkadiusz Protasiuk miał problemy z dogadaniem się z wieżą kontrolną,  a nawigator porucznik Artur Ziętek rzadko włączał się do rozmów. -  Czytałem stenogramy. Komunikacja wyglądała niedoskonale – zdradził „Rz” były pilot 36. pułku.

- Kapitan na przykład odpowiadał „dziękuję”, podczas gdy powinien powtórzyć komunikat wieży i potwierdzić, że go rozumie. Dowódca nie podawał również wysokości kontrolerowi. W samej końcówce lotu zamilkł, prawdopodobnie skupiony na tym, by wyprowadzić samolot i ratować ludzi - dodaje.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki