Tusk nie będzie prezydentem

2009-10-12 5:00

Premier może chcieć wystawić w wyborach marszałka Komorowskiego - głos prof. Edmunda Wnuka-Lipińskiego w debacie na temat przyszłości polskiej polityki

"Super Express": - Po aferach hazardowej i stoczniowej coraz mniej mówi się o zabetonowaniu sceny politycznej. Pojawiły się już głosy, że PO może afer nie przetrwać...

Prof. Edmund Wnuk-Lipiński: - Bez przesady. Jesteśmy pod wrażeniem po akcjach Mariusza Kamińskiego i CBA. I nie ma gwarancji, że scena nie zachwieje się w posadach. Ale moim zdaniem sytuacja nie jest aż tak poważna, jak się wydaje. PO i PiS wciąż będą definiować polską scenę polityczną. Chyba że czegoś jeszcze nie wiemy. Ale czegoś naprawdę istotnego.

- Czegoś istotnego, a więc dotyczącego bezpośrednio premiera Tuska?

- Dokładnie tak. Tylko usunięcie takiego zwornika, jakim jest premier mogłoby spowodować poważne ruchy tektoniczne w PO. Owszem, afery wstrząsną opinią publiczną, ale nie sceną polityczną. Przypomnę też, że słowo kryzys pochodzi z greki i oznacza "ozdrowienie". Paradoksalnie, może on więc Tuska nawet wzmocnić, podnieść do rangi męża stanu. Pod warunkiem, że wyjdzie z niego suchą stopą.

- Prof. Jadwiga Staniszkis w rozmowie z "Super Expressem" stwierdziła, że Tusk zacznie tracić ze względu na odwołanie Kamińskiego z CBA. Ludzie odbiorą to jako usuwanie niewygodnego człowieka, który wykrył aferę na szczytach PO.

- Faktycznie, Tusk sporo ryzykuje tą decyzją. Z drugiej strony premier obawiał się nielojalności Kamińskiego. Polegającej nie na występowaniu przeciwko ludziom premiera, ale działaniach napędzanych przede wszystkim przez poglądy polityczne i niechęć wobec PO. Stąd sama dymisja nie jest zaskakująca. Pozostawienie Kamińskiego było ze strony premiera naiwnością. Liczył, że przypilnuje on jego współpracowników i posłów. Nie przewidział jednak, że każda służba dysponująca materiałami tajnymi może dopuszczać do przecieków najbardziej kompromitujących części, przy utajnieniu całego materiału.

- To emocjonalne podejście do afer związane jest zapewne z aferą Rywina, która zmiotła ówczesny establishment.

- To porównanie może być zawodne. Wówczas mieliśmy nagranie, w którym padła konkretna propozycja łapówki, a także sugestia, komu należy ją wręczyć i za co. Tym razem są naganne etycznie i moralne kontakty z biznesmenami, ale bez elementu łapówkarskiego.

- Czy ewentualne mniejsze konsekwencje tej afery nie wynikają z faktu, że po Platformie właśnie czegoś takiego można się było spodziewać? W końcu PO to partia biznesu.

- Po części może mieć pan rację. Z drugiej strony dotychczas wiemy tylko o nieformalnych rozmowach posła Chlebowskiego z biznesmenem, w których obiecuje załatwienie jego interesów. A to są sprawy etyczne, szalenie ważne, ale możliwe do przekucia na odpowiedzialność indywidualną wskazanych posłów czy ministrów. Stąd przemówienie Tuska na posiedzeniu władz PO, w którym zwrócił uwagę, że "niektórzy koledzy" zapomnieli już, po co PO szła do władzy, zapomnieli o filmie z zatrzymania Beaty Sawickiej.

- Pojawiły się już sondaże wskazujące, że afera trafia także w premiera. Czy za rok Donald Tusk wygra wybory prezydenckie?

- Możliwe, w najbliższych miesiącach Tusk zacznie tracić przewagę nad konkurencją. Musiałby jednak pojawić się ktoś trzeci. Używając wyświechtanego określenia - "ktoś spoza obecnego układu politycznego". Dziś w sondażach pełni taką rolę Włodzimierz Cimoszewicz, ale nie sądzę, by to miał być on.

- Sondaże mogą topnieć także z innego względu. Nadchodzący rok to ciężar dwóch afer, kryzys gospodarczy, TVP w rękach opozycji, dziura budżetowa...

- Nie jestem pewien, czy Tusk w ogóle będzie kandydował, choć cała opinia publiczna włącznie z mediami jest o tym przekonana. I to niekoniecznie ze względu na problemy, o których pan wspomniał.

- Prezydentura wydaje się marzeniem Tuska. Po porażce z Kaczyńskim nawet pewnym kompleksem...

- Po dwóch latach kierowania rządem, a także sporach z prezydentem Tusk zorientował się już, że prawdziwa władza nad Polską leży w Kancelarii Premiera. Kolejnym elementem, który każe mi wątpić w chęć kandydowania na prezydenta akurat w tym momencie, jest zbliżanie się prezydencji Polski w Unii Europejskiej. A tu najważniejszą rolę odgrywa premier, a nie prezydent.

- I byłaby to szansa, niezbyt częsta dla Polaka, zaistnienia na scenie europejskiej?

- Dokładnie tak. Te dwie kwestie mogą być przesądzające. W tym kontekście bardzo prawdopodobne wydaje mi się wysunięcie w roli kandydata PO obecnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego.

- Czyli Platforma pozostałaby nadal zwartą drużyną pod żelazną ręką premiera?

- Rzekoma skala wewnętrznych konfliktów w PO to domena mediów. Podobnie było w PiS za premierostwa Kaczyńskiego. Odejście z rządu najbliższych ludzi Tuska może świadczyć o bardzo silnym "team spirit". PO, jak i PiS są partiami skupionymi wokół liderów. Ich pozycja jest jednak niezagrożona. Stąd opinie o pozbywaniu się konkurentów do władzy są nietrafione. Tusk wyczuł, że polem do odbudowania zaufania będzie parlament. I teraz tam, bardziej niż w rządzie potrzebuje zufanych ludzi. Tak jak w siatkówce, kiedy w miejsce jednych graczy w pewnym momencie wchodzą zmiennicy z określonymi zadaniami.

- Czyli po wyborach powrót głównych rozgrywających do rządu?

- Nie wykluczałbym tego.

Prof. Edmund Wnuk-Lipiński

Socjolog i pisarz, założyciel Instytutu Studiów Politycznych PAN, rektor Collegium Civitas

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki