Upadek prezydenta Saakaszwilego jest na rękę Rosji

2009-05-07 11:00

Bunt wojskowych doskonale wpisuje się w moskiewską strategię wobec Gruzji - uważa Wojciech Górecki, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.

"Super Express": - Czy to, co wydarzyło się w jednostce wojskowej nieopodal Tbilisi to bunt, próba zamachu stanu czy rosyjska prowokacja?

Wojciech Górecki: - Dysponujemy zbyt małą ilością informacji, by stwierdzić to na pewno. Na razie wydarzenia te funkcjonują jako fakt medialny i zarówno Rosja, jak i Gruzja usiłują propagandowo rozegrać je na swoją korzyść. Gruzja próbuje wykazać, że w kraju działają agenci wpływu rosyjskiego, że opozycja jest w jakiś sposób powiązana z Moskwą, że stabilność państwa jest nieustannie zagrożona przez wrogie działania sąsiada. Wszystkie te posunięcia były jeszcze do niedawna bardzo skuteczne.

- Ewentualny bunt, i to w czasie manewrów NATO, wydaje się jednak Moskwie na rękę.

- Oczywiście i Rosja próbuje wykorzystać takie wydarzenia wskazując, że świadczą one o niestabilności Gruzji jako państwa. Sugeruje, że Saakaszwili nie panuje nad armią, że kompromituje się jako polityk. Chce pokazać obecne władze w Tbilisi jako skrajnie niepo-ważne w oczach krajów zachodnich. Także i ten bunt, choć brak na to dowodów, doskonale wpisuje się w moskiewską strategię wobec Gruzji. Moskwa od upadku ZSRR stara się bowiem udowodnić na arenie międzynarodowej, że tylko ona jest w stanie doprowadzić do stabilizacji na terenie swoich byłych republik. Chce udowodnić, że powinny one pozostać jej strefą wpływów. I cały ten bunt w jednostce wojskowej, w przededniu ćwiczeń wojskowych z NATO, może nie być przypadkowy. Rosja bardzo protestowała przeciwko tym manewrom, uważając je za "prowokację". Miedwiediew odważył się nawet przypomnieć, że w zeszłym roku po takich manewrach doszło przecież do wojny.

- Co może w tej sytuacji zrobić Zachód?

- Reakcja Europy bądź Stanów jest w takim momencie kluczowa. Czy zdecyduje się poprzeć Gruzję, czy całą sprawę przemilczeć, czy wręcz przychylić się do opinii rosyjskich? Czy najważ-niejsze kraje NATO uznają, że doszło tu do rosyjskiej prowokacji, czy też pójdą tym tokiem rozumowania, że Gruzja to niestabilny kraj z prezydentem, który sam może urządzać takie prowokacje? Rezultat tej wojny propagandowej może być istotniejszy niż prawda na temat prawdziwych źródeł i przebiegu owego przewrotu.

- Rosjanie bądź przeciwnicy prezydenta Saakaszwilego twierdzą, że jakakolwiek próba zamachu na niego w chwili, kiedy nie jest on zbyt popularną postacią w Gruzji, jest bez sensu...

- Tylko teoretycznie. W teorii słaby Saakaszwili w roli prezydenta jest w jakiś sposób korzystny dla Rosji. Nie ma już tej pozycji ani w Gruzji, ani na Zachodzie, jaką cieszył się po Rewolucji Róż i obaleniu Szewardnadze. Praktycznie w konflikcie rosyjsko-gruzińskim jest wiele osobistych sporów i emocji. Wypowiedzi moskiewskich polityków o tym, że są w stanie rozmawiać z każdą gruzińską władzą, byle nie z Saakaszwilim, nie były przypadkowe. To właśnie ekipa Saakaszwilego zdecydowała się otwarcie postawić na prozachodni kurs. To oni przekonali do tego większość rodaków. Rosjanie chcąc zmienić kierunek, w którym zmierza Gruzja, muszą myśleć o zmianie ekipy rządzącej, a więc Saakaszwilego. Nie mogą czekać na koniec jego kadencji z założonymi rękami.

- Czy na gruzińskiej scenie są siły mogące współpracować z Moskwą przy obalaniu Saakaszwilego?

- W Gruzji nie ma takich sił w poważnej polityce. Każda ekipa, która zadeklarowałaby współpracę z Rosją i zmieniła zdecydowanie prozachodni i pronatowski kurs, podpisałaby na siebie wyrok. Moskwa ma jednak nadzieję, że inna ekipa byłaby bardziej pragmatyczna i skłonna do kompromisów. Liczą, że po Saakaszwilim przyjdzie prezydent, który będzie brał pod uwagę rosyjskie interesy. Który zdecyduje się na spowolnienie integracji ze strukturami zachodnimi, a zwłaszcza z NATO. A co najmniej zgodzi się na wkroczenie do Gruzji rosyjskiego biznesu i przejmowanie przedsiębiorstw. Były już takie próby. Upadek Saakaszwilego jest Rosji na rękę. Podobnie jak chaos i destabilizacja w tym kraju.

- Czy Europa bądź USA mogą na to pozwolić? Od dłuż-szego czasu także Zachód ma w tym rejonie świata swoje interesy…

- Oczywiście. Gruzja jest terytorium może nie konfliktu, ale rywalizacji Rosji z Zachodem. Moskwa posuwa się jednak krok po kroku i sprawdza, jakie będą reakcje Brukseli bądź Waszyngtonu. Po bardzo ostrej odpowiedzi na uznanie niepodległości Abchazji i Osetii Moskwa nie zdecydowała się na oficjalne podpisanie układów wojskowych, na mocy których powstałyby rosyjskie bazy na terenie obu tych republik. Nie oznacza to oczywiście, że tych baz tam nie ma i nie ma rosyjskich wojsk. One są. Ale nie zdecydowano się jednak na oficjalne ogłoszenie, że ten stan rzeczy jest zgodny z prawem.

- Jaka może być najbliższa przyszłość Gruzji? Kraje Europy Zachodniej wydają się dalekie od akceptacji przyjęcia tego kraju do NATO, a tym bardziej do Unii Europejskiej…

- Nerwowość Rosji wynika ze świadomości, że Zachód nie może sobie pozwolić na odpuszczenie Gruzji jako sojusznika. I jeżeli już trafił się taki prozachodni kurs miejscowych władz, to będzie się go trzymać. Gruzja jest niezwykle istotna ze względu na swoje strategiczno-gospodarcze położenie. Nie twierdzę, że w dającej się przewidzieć przyszłości pojawi się szansa na wstąpienie do Unii bądź NATO. Niepodległość tego kraju będzie jednak mocno wspierana wieloma różnymi gestami. Choćby i takimi, że pomimo protestów Rosji, pomimo próby zamachu bądź buntu w jednej z jednostek miejscowe manewry NATO i tak doszły do skutku.

Wojciech Górecki

Ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, były ambasador RP w Baku

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki