USA mogą zrezygnować z tarczy w Polsce

2009-07-06 7:00

Rozpoczynającą się dziś wizytę prezydenta Baracka Obamy w Rosji komentuje dla "Super Expressu" amerykanista Grzegorz Kostrzewa-Zorbas.

"Super Express": - O czym będą rozmawiać w Moskwie prezydenci Barack Obama i Dmitrij Miedwiediew?

Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas: - Najważniejsze będzie ograniczenie ofensywnej broni strategicznej, która w trakcie zimnej wojny uczyniła z obu państw dwa wrogie supermocarstwa. Jej arsenały wciąż są wielkie. Każda ze stron ma po 2-3 tys. głowic. Obama chce wynegocjować z Rosją nowy traktat, który zmniejszyłby ten potencjał o połowę po obu stronach. Byłby to krok do całkowitego rozbrojenia atomowego w przyszłości. Amerykański prezydent już wiosną ogłosił w Pradze, że właśnie likwidacja broni atomowej na świecie będzie jego priorytetem.

- Na ile ten priorytet zagraża planom rozmieszczenia elementów tarczy antyrakietowej w Polsce?

- To tylko nasze złudzenia, że pomysł tarczy może być bliski Obamie. Jego administracja wystąpiła właśnie do Kongresu o zgodę na przeniesienie tarczy z Polski na wschodnie wybrzeże USA. Izba Reprezentantów już sprawę przyklepała, przy 380 głosach za i zaledwie 20 przeciw. A to oznacza, że poparli ten pomysł także republikanie. Nie tylko nie wierzą już w plany opracowane za Busha, ale chcą wesprzeć inwestycją jeden ze stanów w swoim kraju.

- Temat przestanie istnieć?

- Przestanie. Amerykanie mają już dwie bazy wyrzutni rakietowych na swoim terytorium, na Alasce i w Kalifornii. I to one są zabezpieczeniem przed atakiem z krajów wschodnioazjatyckich, jak Korea Północna. Trzecia wyrzutnia dopełni ten system obrony, niwelując zagrożenie np. z Iranu. Obama będzie chciał zadowolić wszystkich. Rosjan, bo tarcza zniknie z Europy. Polaków, bo choć nie dostaną tarczy, to będą mieli na pocieszenie rakiety Patriot. Europejczycy ucieszą się z wycofania z planów Busha, Amerykanie zaś - z inwestycji w kraju, a nie w dalekich krajach postkomunistycznych.

- Jedną z ważniejszych spraw ma być kwestia kontaktów Rosji z Iranem.

- Myślę, że akurat tego tematu Obama nie poruszy. Będzie udawał, że go nie ma albo wspomni o nim na marginesie. Rosja ma rozmaite interesy z Iranem. Sprzedaje mu broń za ciężką gotówkę z handlu ropą i gazem. Do tego dochodzą ważne interesy geopolityczne, strategiczne i ideologiczne. Przecież Iran jest bardzo cennym sojusznikiem w budowaniu antyzachodniej sieci. Amerykanie nie są tu jednak wcale uzależnieni od Rosji. Mają alternatywę w postaci wspomnianej już tarczy, ataku militarnego na potencjał atomowy Iranu bądź ciche wsparcie prewencyjnego uderzenia ze strony Izraela na ośrodki technologii nuklearnej.

- Wygląda na to, że nie będzie zbyt wielu spraw, które doczekają się rozwiązania w trakcie tej wizyty.

- Nie ma na to wielkich szans. W interesie Rosji jest grać na wysokich oczekiwaniach amerykańskiej i światowej opinii publicznej wobec Obamy. I Moskwa może chcieć go przetrzymać, by wyciągnąć jak największe ustępstwa. Obama jest w gorszej sytuacji niż Kreml. Musi wrócić do Ameryki przynajmniej z jakimś pozorem sukcesu. Może być nim właśnie zgoda Rosjan na ogólny program redukcji broni nuklearnej. Nie posunie się jednak do porozumienia za wszelką cenę. Choćby z powodu nastrojów w Partii Demokratycznej. A ta zawsze była wyczulona na zagrożenie demokracji na całym świecie.

- W tle tej wizyty mówi się o kolejnej interwencji Rosji w Gruzji. Ma do niej dojść po wyjeździe prezydenta.

- To prawdopodobne. Władze sowieckie, a od 20 lat także rosyjskie, zawsze robią takie eksperymenty na nowych przywódcach USA. Jeżeli Amerykanie nie zareagują twardo, to Kreml uzna, że może sobie pozwolić na więcej. Jeżeli się postawią, to Moskwa nieco spuści z tonu. Taki gest nie będzie jednak dla nich żadnym ryzykiem. Ani wizerunkowo, ani gospodarczo czy politycznie. Tym bardziej że potencjał obronny Gruzji jest w porównaniu do Rosji dość słaby. Co więcej, wola obrony samych Gruzinów została naruszona przez fakt, że rok temu republikanie przekonali ich, by się nie bronili. Wytworzyło to u nich coś w rodzaju mentalności niewolnika i rezygnacji z własnej suwerenności.

Dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas

Politolog, amerykanista

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki