WARSZAWA: Uwaga! ZŁODZIEJE w SZPITALACH. Rabusie grasują po oddziałach i OKRADAJĄ PACJENTÓW

2012-04-24 4:10

Nawet w szpitalu nie można czuć się bezpiecznie! Policja ostrzega - po korytarzach i salach kręcą się złodzieje, którzy szukają okazji. Ich łupem padają laptopy, odtwarzacze muzyki, torebki i pozostawione bez opieki portfele. Bezczelni rabusie udają członków rodziny odwiedzających krewnych albo... personel medyczny.

- Najczęściej takie osoby po prostu chodzą po szpitalnych korytarzach i szukają okazji do łatwego łupu. To na przykład pozostawiony przy łóżku portfel albo saszetka z pieniędzmi w szafce nocnej. Zatrzymujemy wciąż te same osoby, które z okradania pacjentów uczyniły sposób na życie - przestrzega kom. Agnieszka Hamelusz (32 l.) ze śródmiejskiej policji.

Jedna ze złodziejek, Anna B. (24 l.), była już zatrzymywana chyba we wszystkich warszawskich szpitalach. Kobieta okradła nawet... Katarzynę Skrzynecką (42 l.). W listopadzie zeszłego roku aktorka jako świeżo upieczona mama przebywała na oddziale położniczym w szpitalu im. Orłowskiego przy ul. Czerniakowskiej.

Kiedy wyszła na chwilę z sali, złodziejka zabrała jej laptopa. Innym razem Anna B. ukradła torebkę, w której były klucze do mieszkania i razem ze znajomym je okradła. Inna złodziejka chodziła po Szpitalu Czerniakowskim w białym kitlu.

Jak to możliwe, że rabusie bez przeszkód okradają pacjentów? Sprawdziliśmy to. Reporter "Super Expressu" wybrał się do kilku stołecznych szpitali. Przez nikogo niezatrzymywany chodził sobie po korytarzach, wchodził do sal, zaglądał do szafek pacjentów. Nikt nawet nie zapytał, kim jest i w jakim celu przebywa na oddziale.

- Rzeczywiście kradzieże się zdarzają. Złodzieje to najczęściej kobiety. Są dobrze ubrane, nie rzucają się w oczy, wyglądają jak rodzic, który przyszedł w odwiedziny do chorego dziecka. Robimy, co tylko się da, żeby zapobiegać kradzieżom, ale niestety nasze możliwości są ograniczone. Nie możemy np. monitorować sal chorych. Dlatego apelujemy, żeby nie zostawiać na widoku wartościowych rzeczy i nie ułatwiać zadania złodziejom - tłumaczy Maciej Kot, rzecznik szpitala dziecięcego przy ul. Niekłańskiej.

Szpitalni złodzieje to najczęściej ciągle te same osoby. Nie trafiają za kraty, bo przyznają się do winy i dobrowolnie poddają karze. A potem znów wpadają na kolejnej kradzieży.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki