WIEMY, skąd Cezary Gmyz wiedział o TROTYLU. Informacje potwierdzili PROKURATORZY

2012-11-09 16:01

Autor tekstu "Trotyl na wraku" stracił pracę, po tym jak jego publikacja wywołał polityczną i medialną burzę. Doniesienia o cząstkach mogących świadczyć o obecności materiałów wybuchowych na szczątkach prezydenckiego samolotu od razu zdementowała bowiem prokuratura. Dziennikarz nadal zaapewniał, że jego ustalenia są oparte na wiarygodnych źródłach, nazwisk jednak nie zdradzał. Dziś, były już redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" ujawnia, że doniesienia pochodziły od prokuratorów.

Tomasz Wróblewski również został zwolniony w ramach "czystek", jakie właściciel dziennika przeprowadził po aferze z tekstem o trotylu. Odwołany redaktor naczelny ujawnia dziś kulisy powstania artykułu.
Jak wspomina, Cezary Gmyz dostał informacje o ustaleniach biegłych w sprawie wraku tydzień przed publikacją tekstu. - Prawdą jest oczywiście, że nie mieliśmy ekspertyz, żadnych dokumentów w ręku, dlatego nie wyobrażałem sobie publikacji tekstu w momencie, w którym Czarek się z nim pojawił. Potrzebna była weryfikacja - mówi na opublikowanym nagraniu były redaktor naczelny.
Dalej ujawnia, że dziennikarz potwierdził fakty u wiarygodnych informatorów. - Źródłem Gmyza byli prokuratorzy - zdradza Wróblewski.

Przyznaje, że w zamach w Smoleńsku nie wierzy, ale dziennikarski "instynkt i niepokój" nie pozwolił mu zbagatelizować takiej wiadomości. Naczelny postanowił jeszcze poszukać potwierdzenia u Prokuratora Generalnego, choć - jak mówi - sądził, że Andrzej Seremt wszystko zdemetuje.  - Byłem wewnętrznie przekonany, że to (informacje o trotylu - przyp. red.) jest jakaś bzdura i, że zaraz usłyszę, że nie ma śladów trotylu, nie ma nitrogliceryny, a tu padła odpowiedź: tak mamy taką informację od kilku dni, wiemy o wysokoenergetycznych cząsteczkach, które mogą wchodzić w skład materiałów wybuchowych - relacjonuje rozmowę z Prokuratorem Generalnym. Dodaje też, że Seremet od początku spotkania był zdenerwowany.
Według Wróblewskiego prokurator powiedział jeszcze, że o nowych dowodach w śledztwie osobiście rozmawiał już z premierem. Na koniec miał dodać: - Wiedzieliśmy, że ta informacja wycieknie.

Były redaktor naczelny zapewnił też, że wszystkie posiadane informacje przedstawił wydawcy "Rzeczpospolitej" Grzegorzowi Hajdarowiczowi. Nie podał nazwisk informatorów, ale uzyskał "jednoznaczne przyzwolenie na publikację".

CZYTAJ WIĘCEJ: TROTYL na pokładzie TUPOLEWA: prokuratura ma dowód na WYBUCH w prezydenckim TU-154M

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki