Gdyby ktoś dokładnie zbadał Czesława D. (60 l.), z pewnością odkryłby, że zamiast krwi, w jego żyłach płynie tanie wino. Nałóg odebrał mu rozum i dlatego brutalnie pastwił się nad rodziną. Pił często, więc siniaki jego trójce wnucząt, córce i jej mężowi nie znikały nigdy. Krzysztof Janusz, zięć kata, w końcu nie wytrzymał. - Tego wieczoru wróciłem do domu, chciałem położyć dzieci spać, a pijany teść rzucił się na mnie z pięściami. Wyklinał i bił. Nie wytrzymałem. Odepchnąłem go, uderzyłem, a ten, upadając, głową uderzył o kant szafki i po kilku dniach zmarł w szpitalu - wspomina pan Krzysztof.
Tej nocy ofiara stała się katem. Krzysztof Janusz był załamany, gdy dowiedział się, że grozi mu 12 lat więzienia. I wtedy pojawili się sąsiedzi, którzy napisali za niego do sądu poręczenie społeczne. - To było pospolite ruszenie, nikt z nas nie wyobrażał sobie, by Krzysztof miał spędzić lata w więzieniu za teścia, za kata swojej rodziny - tłumaczy Katarzyna Szczukiewicz (24 l.), sąsiadka rodziny Januszów. - Krzysiek to dobry człowiek, kochający swoją żonę i dzieci. Trzeba było mu pomóc.
Sąd, mając w ręku takie argumenty, uznał, że istnieją w tej sprawie okoliczności łagodzące i Krzysztof Janusz, choć winny, skazany zostanie na rok pozbawienia wolności. A tak łagodny wyrok pozwalał na wystąpienie z wnioskiem do sądu o objęcie skazanego elektronicznym nadzorem, by dzięki specjalnej obroży pan Krzysztof mógł odsiadywać wyrok w domu, z żoną i dziećmi. - Byłem przeszczęśliwy. Pojawił się jednak problem. W naszej wsi obroża traciła zasięg - dodaje pan Krzysztof. - Musiałem więc stawić się do zakładu karnego. I wtedy z pomocą przyszli mieszkańcy. To oni złożyli się na wzmacniacz do obroży. Kupili go za 700 złotych i mogłem po dziewięciu dniach odsiadki wyjść z więzienia. Jestem w domu z rodziną i jestem za to wdzięczny całej wsi.