Wilków: Nie mogę pochować ojca, bo zalało cmentarz

2010-06-11 1:00

Gdy powódź niszczyła dom Jarosława Mity (45 l.) z Wilkowa (woj. lubelskie), zalewała jego maszyny rolnicze, wyrywała z pól całe plony, mężczyzna myślał, że to szczyt koszmaru, z którym przyszło mu się zmierzyć. Aż zmarł mu ukochany ojciec Stanisław (†67 l.).

Teraz mężczyzna znów walczy z powodzią. Ale nie ratuje już dobytku. Próbuje pochować ojca i nie ma gdzie, bo wielka woda zalała okoliczne cmentarze.

Kiedy po majowej powodzi woda opadła, Jarosław nie myślał o podliczaniu szkód, ale zaczął przygotowywać się do pogrzebu swojego zmarłego taty. Podczas załatwiania formalności dotarła do niego dramatyczna wieść, że nadchodzi druga fala powodzi. Tak jak tysiące mieszkańców najokrutniej doświadczonego przez powódź Wilkowa i okolicznych wsi, także pan Jarosław do końca wierzył, że woda ich oszczędzi. Mylili się.

Przez pęknięty wał na Wiśle na tereny małych miejscowości zaczęły wdzierać się ze zdwojoną mocą tony mętnej wody. Oprócz zalanych dróg, gospodarstw i pól pod wodą znalazł się też miejscowy cmentarz. To był potworny cios dla powodzianina, bo stało się jasne, że jedyne miejsce, na którym chciał jeszcze za życia spocząć zmarły tata, jest zniszczone i żaden pogrzeb w najbliższych tygodniach się tam nie odbędzie.

- Tata leży w lodówce już od 12 dni. Wygląda na to, że będę go musiał pochować w sąsiedniej gminie, bo woda szybko nie zejdzie - ze łzami w oczach wyznaje Jarosław. Pierwsza powódź, druga powódź i ta najstraszniejsza wiadomość o śmierci ukochanego ojca, a teraz kłopoty z pochówkiem. Splot tych tragicznych wydarzeń nie złamał ducha dzielnego mieszkańca Wilkowa. - Całe szczęście, że dużo gadam i mogę wyrzucić te złe emocje z siebie. Do tego obecność moich sąsiadów daje mi dużo, bo wspieramy się i trzymamy razem.

Ten koszmar przecież w końcu się skończy - z odrobiną nadziei w głosie dodaje Jarosław.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki