BURDZE: Woda i wilki odcięły moją rodzinę od świata

2012-03-03 3:00

Nie może chodzić do szkoły ani widywać się z koleżankami. Od tygodnia Iza Skrzypacz (14 l.) ze wsi Burdze (woj. podkarpackie) czuje się jak więzień. Zarwała się kładka na rzece, która łączyła jej dom ze światem. By dotrzeć na przystanek autobusowy, dziewczynka musiałaby teraz iść siedem kilometrów przez gęsty las. A tam pojawiły się wilki...

Dom Izy leży na brzegu rzeki Łęg. Przystanek, z którego można złapać autobus do szkoły w Stalowej Woli, znajduje się na drugim brzegu. Do 2005 roku można było dotrzeć tam mostem. Jednak lokalne władze kazały go rozebrać z powodu złego stanu technicznego. A nowy do tej pory się nie pojawił. Na nieszczęście Łęg dzieli w tym miejscu dwa powiaty - stalowowolski i tarnobrzeski. Urzędnicy obu przerzucają na siebie obowiązek postawienia przeprawy.

- A nas zostawili. Jak pustelników - denerwuje się Władysław Skrzypacz (59 l.), tata Izy. Początkowo przechodził rzekę, przenosząc dziecko przez wodę na ramionach. Potem wspólnie z mieszkańcami wioski zbudował solidną kładkę. Ale kilka dni temu kra pokrywająca Łęg zaczęła spływać i zerwała ją. Dziewczynka została uwięziona w domu. Od tygodnia lekcje odrabia na telefon.

Droga do autobusu, który przyjeżdżał po dzieci do Burdzów, do tej pory zajmowała jej 10 minut, teraz może zajmować nawet kilka godzin. Do najbliższego przystanku we wsi Zapuście musiałaby iść 7 km przez las.

- Tam pojawiły się wilki, nie puszczę dziecka na taką wędrówkę - mówi zrozpaczony ojciec. - Poza tym rano staje tam tylko autobus wiozący pracowników do huty w Stalowej Woli. Może ją wziąć, ale nie musi! Zaś do Burdzów, które widzi z domu jak na dłoni, miałaby okrężną drogą ponad 12 km! Iza i jej rodzice liczą na to, że urzędnicy wreszcze się opamiętają. Dojdą do porozumienia i dogadają się w sprawie nowego mostu. Kiedy woda opadnie, ojciec i tak zamierza odbudować kładkę. Martwi się tylko, że córka dużo straci, nie chodząc do szkoły.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki