Jej Agnieszka (23 l.) była wśród eksmitowanych z klasztoru w Kazimierzu Dolnym byłych zakonnic. Potem zniknęła. Nie chciała nawet porozmawiać z matką.
- Odezwij się, Agnieszko. Błagam, odezwij się! - Urszula Suwart (45 l.) z Radomska, matka jednej ze zbuntowanych betanek, odchodzi od zmysłów. Po tym, jak jej 23-letnia córka została w środę usunięta z klasztoru w Kazimierzu Dolnym, słuch po niej zaginął. - Nie wiem, gdzie jest, nie wiem, co się z nią dzieje. Nie daje znaku życia - rozpacza kobieta.
Diabeł ją porwał
Mama Agnieszki Suwart nie przespała ostatniej nocy. - Miałam nadzieję, że jeszcze w środę zabiorę córkę do domu. Pojechałam po nią do Kazimierza, ale nie chciała ze mną rozmawiać. Była takaÉ jakby nieobecna. Przeczekam dzień, dwa, aż troszkę sytuacja wokół tych dziewczyn się uspokoi. Może wtedy łatwiej będzie mi ją odszukać - mówi zrozpaczona kobieta.
Agnieszka była jedną z 23 kobiet, którą późnym wieczorem autokar przywiózł do domu pielgrzymkowego na lubelskim Starym Mieście. Miała tam przygotowane miejsce do spania, czekał na nią gorący posiłek. Nawet nie weszła za próg gościnnego domu. Ona i kilka innych kobiet rzuciły się biegiem w stronę czekającego już w okolicy samochodu. Wiedziały dokładnie, gdzie będzie czekał. Zaskoczona zachowaniem córki pani Urszula ledwo zdołała ją dogonić. Chwyciła za habit, spojrzała jej w oczy i przepełnionym żalem głosem prosiła: zostań, zostań z nami.
Agnieszka milcząco wyrwała się z matczynych objęć.
- Miała szalone, nieobecne oczy. To było straszne. Nie chciała nawet powiedzieć, jak się czuje - łka zdesperowana i przerażona matka. Odchodzi od zmysłów, bo nie wie, gdzie teraz jest Agnieszka. - Wygląda na to, że nie mam już córki. Diabeł ją porwał, ten piekielny ojciec Roman - dodaje.
Czekali jak na zbawienie
To właśnie on, jeszcze jako luźno związany z kazimierskim klasztorem franciszkanin, namówił ją do przywdziania habitu. Poznała go na pielgrzymce do Częstochowy, w 2004 roku. Wróciła do domu zafascynowana.
W bogobojnym katolickim domu ucieszyli się z powołania. Do czasu, gdy w klasztorze zaczęły dziać się dziwne rzeczy.
Dlatego Suwartowie czekali na dzień eksmisji jak na zbawienie. Nie widzieli swej córki od ładnych kilku miesięcy. Zrozpaczeni czekali na jakiś sygnał z Kazimierza. Było jednak całkowicie cicho. Mieli nadzieję, że gdy trzymane krótko przez Jadwigę Ligocką i Romana Komaryczkę zniewolone kobiety znajdą się za murami, będą mogli zabrać ją do domu.
- Wróci do nas, wróci na pewno - myśleli, wsiadając do auta. Z Radomska do siedziby klasztoru mieli prawie 300 km. Za dobrych czasów, gdy w klasztorze było normalnie, pokonywali ten dystans uskrzydleni. Teraz jechali z duszą na ramieniu. Sprawdziły się ich najgorsze przypuszczenia. Nie poznali Agnieszki. To była zupełnie inna osoba.
- Te biedne stworzenia są chore psychicznie. Im trzeba pomóc w szpitalu, a nie puszczać wolno do autokarów - wyrzuca z siebie żal.
Nadzieja powoli gaśnie
Jest przekonana, że można było do tego nie dopuścić.
- Wy, dziennikarze, musicie wyjaśnić, jak do tego doszło - apeluje. - Od razu sprzed klasztoru powinni przejąć je rodzice i lekarze.
A tak - szukaj wiatru w polu! Zdominowane przez psychopatyczną parę ukryły się gdzieś, nikt tak naprawdę nie wie, gdzie.
- Poprosiłam ją jedynie o to, żeby zadzwoniła do domu. Choć raz na pół roku - kończy pani Urszula.
Agnieszka nie odpowiedziała jej nawet słowem. A Suwartowie?
- Modlimy się z całego serca o Boże miłosierdzie. On może wszystko - szepcze już bez nadziei matka Agnieszki.
Betanki tworzą nową sektę
Byłe betanki eksmitowane z klasztoru w Kazimierzu Dolnym chcą odtworzyć sektę. Większość z nich potajemnie odjechała z domów rekolekcyjnych. Tylko część wróciła do swych rodzin.
- Podejrzewam, że są w mieszkaniach rodzin w Lublinie i okolicach, które sprzyjają Jadwidze Ligockiej - mówi zrozpaczony ojciec jednej z dziewczyn.
Eksmisja byłych zakonnic dlatego przebiegała tak sprawnie, że kobiety od dawna miały przygotowane wyjście awaryjne. Późnym wieczorem w domach rekolekcyjnych w Nałęczowie i Dąbrowicy byłych zakonnic już nie było.
- Podjechało pięć samochodów. Wsiadły do nich zakonnice. Pytaliśmy, czy są pewne, że chcą opuścić to miejsce. Były stanowcze, a my nie mieliśmy prawa ich zatrzymać - mówi Agnieszka Zańko z dyrekcji domu rekolekcyjnego w Dąbrowicy.
Ostatnie kobiety wczoraj rano opuściły dom na lubelskim Starym Mieście. Wszystko wskazuje na to, że sekta, która działała poza murami klasztoru, odradza się.
Prokuratura rejonowa w Lublinie przesłuchała już byłego księdza Romana Komaryczko w sprawie kierowania okupacją budynków w Kazimierzu.
- Odmówił składania wyjaśnień - informuje Ewa Piotrowska, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie. Przyznaje, że były zakonnik, choć już spokojny, zachowywał się bardzo dziwnie. - Trudno było nawiązać z nim kontakt. Został zwolniony.
Nie doszło jednak do przesłuchania Jadwigi Ligockiej, która poczuła się źle, ale nie pozwoliła odwieźć się do szpitala. Jest chora. W tej chwili przebywa w domu rodziny na Lubelszczyźnie.