Tarnobrzeg: Zabiła go ludzka głupota

2010-11-04 6:00

Gdy po Święcie Zmarłych pracownicy Specjalistycznej Przychodni w Tarnobrzegu przed godz. 7 otworzyli drzwi poradni, ich oczom ukazał się straszny widok. Na podłodze leżał martwy człowiek, a jego wygląd mówił, że nie żył od dawna. Kto to jest i skąd wziął się w przychodni, która na czas Wszystkich Świętych była zamknięta?

Zagadkę wkrótce wyjaśniono. To znany w Tarnobrzegu pedagog Tadeusz Gaj (+86 l.). Teraz prokuratura wyjaśnia, dlaczego pan Tadeusz nie żyje. A Barbara Świątek (50 l.), córka zmarłego, nie mogąc pogodzić się z dziwnymi okolicznościami śmierci taty, prześledziła ostatnie godziny jego życia.

- W piątkowe popołudnie tata, wspólnie z sąsiadem, oglądał w telewizji mecz. To jedno z widowisk, które mimo podeszłego wieku zawsze go emocjonowało. W pewnej chwili tata wstał z fotela. Znajomy nawet nie zwrócił na to uwagi. Gdy nieobecność taty zaniepokoiła go, jego nie było już w mieszkaniu - relacjonuje pani Barbara. - Tej nocy przemierzyliśmy ponad 200 kilometrów. Przez następne dni sprawdzałam szpitale, noclegownie i nigdzie go nie było. Szukaliśmy taty, jeżdżąc po mieście, odwiedziliśmy jego rodzinną miejscowość, miejsca, do których często chodził, nawet cmentarz i grób zmarłej 12 lat temu mamy.

- "Wiesz Basiu, muszę coś z Daśką załatwić" powiedział tata kilka dni temu - wspomina pani Barbara. Daśka to skrót od Adamina, takie imię nosiła żona pana Tadeusza. - I za kilka dni znaleziono go w budynku przychodni, blisko domu, gdzie w latach 60. pracowała mama - dodaje z płaczem córka Tadeusza Gaja. - Nie wiem, po co tam poszedł. Mam jednak pretensje do ludzi, którzy tamtego wieczoru zamknęli przychodnię, nie sprawdzając, czy w budynku kogoś nie ma. Biedak przez ponad trzy dni był zamknięty w nieogrzewanym korytarzu. Nie miał nawet jak wezwać pomocy. Gdyby ta nadeszła szybciej, może dzisiaj tata byłby z nami.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki