ZAMCH: Ojciec zabił córki i się powiesił - NOWE FAKTY. Adam K. nie mógł pogodzić się z rozpadem małżeństwa?

2012-05-31 15:55

Co sprawiło, że troskliwy ojciec zamienił się w potwora? W niedzielę rano zapatrzony w córeczkę jak w obrazek Adam K. (†35 l.) prowadził ją do kościoła parafialnego w Zamchu (woj. lubelskie). Tam przejęta i szczęśliwa Laura (†9 l.) po raz pierwszy przystąpiła do komunii świętej. On również przyjął sakrament, błogosławiąc jej i młodszej córce Natalce (†6 l). W poniedziałek wszyscy troje uczestniczyli w mszy białego tygodnia. Kilka godzin później ojciec zabił dziewczynki ciosami siekiery i noża. Sam skończył na wisielczym sznurze.

Dlaczego, dlaczego? W Zamchu nie ma nikogo, kto od wtorkowego ranka nie zadawałby sobie tego pytania. Pewne jest jedynie to, że w piątek 1 czerwca 2012 r. w Lublinie odbędzie się sekcja zwłok dwóch małych dziewczynek i ich kata, którego tak kochały. Odpowie jedynie na pytanie, jak dokładnie zginęły.

- Miał z nimi świetny kontakt. Nic tylko "tatuś to", "tatuś tamto" - opowiada nauczycielka miejscowej podstawówki, w której uczyły się Laura i Natalka. Dyrektorka szkoły Grażyna Kołtało (50 l.) wciąż nie może uwierzyć w to, co się stało. W przeszłości pod jej opieką byli zarówno Adam K., jak i jego żona Małgorzata (29 l.). Dziewczynek nie może się nachwalić.

- Natalka była ponadprzeciętnie inteligentna, jako sześciolatka we wrześniu miała iść do I klasy. Laura pięknie śpiewała i dobrze się uczyła - wspomina. W szkole panuje przejmująca cisza, kilkoro uczniów musiało skorzystać z pomocy psychologa.

Żona go zostawiła, wynajęła mieszkanie

Jak mówią ludzie, którzy znali rodzinę K., Adam nie mógł pogodzić się z rozpadem małżeństwa. Próbował przekonywać, prosić. Kiedy dowiedział się, że najmłodsza Maja (8 mies.) może nie być jego, przebolał i to. - Rozwodzimy się, dzieci będą ze mną w Zamościu - miała powiedzieć koleżance Małgorzata K. Zdecydowała jednak, że do końca roku szkolnego córki będą jeszcze chodzić do zamszeckiej podstawówki. Choć brała udział w niedzielnej uroczystości, w poniedziałek już jej nie było w Zamchu. Podobno wynajęła gdzieś mieszkanie.

Przez kilka ostatnich dni Adam K. topił swe smutki w kieliszku. Kiedy pojawiła się szatańska iskra, która w głowie mężczyzny wywołała tak przerażający pożar? W poniedziałek zachowywał się normalnie. Wybrał się z Laurą do dentysty, potem na mszę do kościoła. Tulił swe córki, one wisiały mu na ramionach. Dzieci bawiły się potem z rówieśnikami do późnego wieczora.

Rano miał córki odprowadzić do szkoły

- Jutro rano szkoła, idziemy! - wołał, gdy wciąż chciały się bawić. Następnego dnia wybierał się do Niemiec, do pracy, skąd przyjechał dwa tygodnie wcześniej na komunię córki. Jednak kilka godzin później wszyscy już nie żyli. Desperat zostawił długi list, w którym tłumaczył, dlaczego musiał zabić siebie i dzieci.

- Nie ujawniamy jego treści - ucina prokurator Romuald Sitarz, rzecznik prokuratury w Zamościu, która prowadzi śledztwo w tej sprawie.

Rodziny obojga małżonków K. nie chcą rozmawiać. We wtorek w nocy na podwórku zapłonęło rozpalone przez nich ognisko. Płonęły meble, ubrania, wszystko, co widziało piekło, które kilkanaście godzin wcześniej rozpętało się w domu.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki