Skąpo ubrane ladacznice zagnieździły się wśród przyzwoitych ludzi, a spragnieni seksu mężczyźni dobijają się do drzwi mieszkańców, żądając zaspokojenia swoich chuci. Sceny jak z marnego filmu erotycznego co noc rozgrywają się na klatce schodowej w kamienicy przy ulicy Oławskiej 18 we Wrocławiu (woj. dolnośląskie). Dramat mieszkańców rozpoczął się, kiedy na trzecim piętrze zaczęła działać agencja towarzyska. O spokój w kamienicy walczy mieszkający na parterze ksiądz Piotr Mikołajczyk (42 l.), wikariusz z parafii Marii Magdaleny.
Lada dzień na parterze kamienicy ma zaczął działać punkt katechetyczny dla dzieci. Poprowadzi go ks. Piotr, który nie wyobraża sobie, że jednocześnie w budynku będzie istnieć burdel. - Musimy wreszcie usunąć ten przybytek dla dobra dzieci i naszych mieszkańców! - mówi stanowczo.
Życie w sąsiedztwie przybytku rozpusty nie jest lekkie. - Pewnej nocy słyszę mocne walenie do drzwi. Otwieram, a tu stoi ogromny Murzyn. Już zaczął się do mnie dobierać, ale udało mi się wytłumaczyć, że pomylił drzwi i że burdel jest piętro wyżej! - opowiada zgorszona mieszkanka.
Pani Helena, emerytka dodaje: - Biegali tu już Szkoci w swoich spódniczkach, w środku nocy śpiewali pijani Anglicy. A raz, gdy otworzyłam drzwi, starszy mężczyzna na mój widok zrobił wielkie oczy i spytał, czy ja też?! - Poza tym, kiedy w niedzielę rano na mszę w sutannie wychodzę, to wygląda, jakby ksiądz na nabożeństwo prosto z burdelu szedł - mówi zgorszony ksiądz Piotr. I dodaje: - Poprosiliśmy o pomoc spółdzielnię, policję, nikt nie jest w stanie nic zrobić. Oficjalnie to zwykły salon masażu! Ale my nie mamy wątpliwości, co to za przybytek - mówi ks. Piotr.
Wystarczy przejść się po wrocławskim Rynku, aby otrzymać ulotkę reklamującą znienawidzony przez mieszkańców burdel. Jasno w niej napisane, że to erotic club. - Nie możemy tak dłużej tak żyć! - mówi ks. Piotr. Doskonale zdaje sobie sprawę, że samymi modlitwami nic się nie wskóra...
Podcasty
Playlisty tematyczne
