BORĘTA: Alfred G. zatłukł rodzinę młotkiem i popełnił harakiri

2011-11-02 17:28

Ciało zamordowanej żony położył przy zwłokach syna. Podpalił wszystko i przez chwilę patrzył, jak w górę bucha czerwony płomień. Potem zdecydowanym ruchem wbił sobie nóż w piersi. Nie umarł jednak wcale szybko - tak jak chciał. Jak stwierdzili biegli, Alfred G. (†75 l.), który zakatował młotkiem swoją rodzinę, zginął z wychłodzenia.

Mieszkańcy maleńkich Boręt koło Malborka (woj. pomorskie) z przerażeniem w oczach wspominają tę wielką tragedię. Rodzina G. mieszkała w starym domu, z dala od innych gospodarstw. Janina G. (†70 l.) i jej syn Krzysztof (†45 l.) byli ogólnie lubiani. Alfredowi ludzie bali się wchodzić w drogę.

- Był porywczy. Często się awanturował. Nie dawał żonie normalnie żyć - mówią okoliczni mieszkańcy.

Kiedy we wsi rozegrał się horror, był zimny wieczór. Na zewnątrz wiał przeszywający wiatr. W domu G. wybuchła kolejna awantura. Zdaniem śledczych poszło o to, że Janina złożyła pozew o rozwód. Alfred nie mógł tego przeboleć. W pewnym momencie chwycił młotek i uderzył nim żonę. Ta z jękiem osunęła się na podłogę. Trysnęła krew. W obronie matki stanął syn. Rzucił się w stronę ojca. Jednak Alfred G., mimo swych siedemdziesięciu pięciu lat, okazał się silniejszy. Zupełnie jakby wstąpił w niego zły demon. Zamierzył się młotkiem na Krzysztofa i roztrzaskał mu czaszkę...

Kiedy skończył, zabójca rozejrzał się dokoła. Na posadzce w wielkiej kałuży krwi leżały dwa ciała. Wyniósł je do drugiego pokoju, ułożył razem i podpalił. Potem usiadł obok i pchnął się nożem.

Nikt z sąsiadów nie słyszał odgłosów mordu. Mieszkali za daleko. Zwłoki matki, ojca i syna znaleziono dopiero po kilku dniach.

- Materiał dowodowy zgromadzony w tej sprawie pozwolił na ustalenie, że sprawcą zabójstwa tych dwojga osób jest Alfred K. Postępowanie zostało umorzone w związku ze śmiercią sprawcy - mówi Piotr Wojciechowski, zastępca prokuratora rejonowego w Malborku.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki