Moja żona urodziła martwe dziecko i teraz walczy o życie! Pan Dariusz stracił córeczkę Zosię, żona Ewa jest w śpiączce

2015-02-02 14:08

Cierpienia, którego doświadcza Dariusz Felis (41 l.), nie sposób opisać słowami. Wszystko było już gotowe do przyjścia na świat jego córeczki Zosi. Zamiast spodziewanych szczęśliwych chwil, mąż i ojciec dostał od losu śmierć maleństwa i strach, że wkrótce będzie musiał pochować także żonę Ewę (37 l.).

Dla Ewy i Dariusza Felisów szczęśliwe życie właśnie miało się zacząć. - Mnie się nie udał jeden związek, jej nie wyszły dwa. Pobraliśmy się rok temu. Chcieliśmy, żeby mała Zosia dopełniła nasze szczęście - mówi zapłakany pan Dariusz. Pani Ewa od początku była pod opieką uznanej ginekolog. Badała się regularnie. Ostatnia wizyta miała miejsce 7 stycznia. - Na podstawie badania stetoskopem lekarka powiedziała nam, że wszystko jest dobrze. Nie zrobiła KTG ani USG. Poradziła, żebyśmy sami wybrali się do szpitala, jeśli akcja porodowa nie zacznie się w ciągu kolejnych 10 dni - mówi Dariusz Felis.

Straszna wiadomość

10 dni później małżeństwo trafiło do Szpitala Miejskiego w Zabrzu. Tam usłyszeli wiadomość, która sprawiła, że cały świat im się zawalił. Zosia zmarła w łonie matki. Zszokowani małżonkowie trafili na oddział. Podjęto decyzję, że pani Ewa ma urodzić martwe dziecko naturalnie. Mijały godziny. Około 15 przyszła pielęgniarka i dała zastrzyk wywołujący poród. Jednak do porodu nie dochodziło. Około?22 lekarz poprosił pana Dariusza, by szedł do domu, ale ten się uparł, że nie zostawi żony samej.

Zobacz też: DROGA MĘKI 13-letniej Karinki dzień po dniu. Odsyłano ją do czterech szpitali! Dziewczynka cierpiała tydzień!

Poród jak z horroru

Następnego dnia pani Ewie odeszły wody. - Powiedziano mi, że wszystko pójdzie dobrze. Podano kroplówkę. Nagle żona dostała bardzo silnych bóli. Poradzono mi, żebym polewał jej plecy ciepłą wodą. Poszliśmy pod prysznic. I wtedy zaczął się horror. Główka Zosi wysunęła się z łona. Pobiegłem do położnych. Krzyczę: "Żona rodzi!". "Przecież po to tu przyjechała, żeby rodzić", usłyszałem. Do łazienki przyszły dwie siostry. Jedna z nich kazała żonie dalej przeć. W pewnym momencie Ewa krzyknęła, upadła na podłogę, na dziecko, które ciągle było tylko w połowie wysunięte. Miała sine usta, charczała. Jedna z sióstr pobiegła szukać doktora. Druga próbowała cucić żonę. Potem razem wyciągnęliśmy ją nieprzytomną z łazienki na salę. Przybiegł doktor. Zaczęła się reanimacja. Odchodziłem od zmysłów. W pewnym momencie straciłem przytomność - opowiada pan Dariusz.

Więcej: HIPERAMONEMIA zabiła 13-letnią Karinkę. OBJAWY, na czym polega ta choroba?

To nie koniec

Pani Ewa straciła mnóstwo krwi. O jej życie walczono całą niedzielę. Przez kilka godzin czekano na lekarstwo, które miało spowodować krzepnięcie krwi. - Dlaczego nie było go w tym szpitalu albo bliższej placówce? - pyta ojciec. Żona pana Darka jest w śpiączce. Ma rozległe obrażenia mózgu. - Będę się nią opiekował do końca życia - zdradza załamany mąż. Nie porzuca nadziei. - Jeden z lekarzy powiedział mi: "To jest początek, a nie koniec" - wyznaje Dariusz Felis.

Szpital tłumaczy, że poród odbył się zgodnie z procedurami. - Nie było medycznych wskazań, by miał się odbywać przez cesarskie cięcie. Niestety w trakcie porodu doszło do krwotoku i wstrzymania krążenia. Przeprowadziliśmy wielogodzinną operację ratującą życie. Szpital nie prowadził tej ciąży. Pacjentka była pod opieką lekarza niezwiązanego z nami - zapewnia Anita Przytocka, rzecznik prasowy szpitala w Zabrzu.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Zobacz: Ojciec Karinki do lekarzy: ZABILIŚCIE moją córkę! Nie spocznę dopóki lekarze nie zostaną ukarani

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki