Czy świat spłonie?

2020-01-16 8:00

Rekordowe pożary w Australii i zdjęcia spalonych żywcem zwierząt wstrząsnęły światem. Wcześniej na ustach wszystkich była płonąca Amazonia zwana płucami świata. Pożarów jest coraz więcej i chociaż mamy XXI wiek, ludzie nie potrafią sobie z tym poradzić, a często nie chcą, bo im się to nie opłaca. Sytuacja wymyka się spod kontroli. Czy nasz świat spłonie? A może to przesada i nie ma się czego bać?

„Nasz dom płonie. Dosłownie. Amazonia, która produkuje 20 proc. naszego tlenu jest trawiona przez pożary. To jest międzynarodowy kryzys” - tak parę miesięcy temu napisał na Twitterze prezydent Francji Emmanuel Macron, wzywając do debaty na temat pożarów, które wybuchły w Ameryce Południowej. Znajdujące się tam Lasy Amazońskie nazywane są płucami świata, bo produkują 20 proc. tlenu, którym oddycha ludzkość. Według Brazylijskiego Narodowego Instytutu Badań Kosmicznych w 2019 roku w Amazonii wybuchło aż o 84 proc. pożarów więcej niż w roku ubiegłym. Macron zamieścił swój wpis na Twitterze w sierpniu, gdy właśnie zaczynałą płonąć jeszcze inna część świata – Australia. Informacje o niej przysłoniły te o innych ogromnych obszarach objętych płomieniami: rosyjskiej tajdze i Afryce środkowej. Jednak najbardziej przerażające informacje i zdjęcia docierały do świata z Australii.

W ciągu pół roku pożary buszu ogarniały kolejne rejony, zwłaszcza Nową Południową Walię, odcinając od świata i niszcząc całe farmy, a w końcu miejscowości. Początkowo informacje na ten temat można było znaleźć gdzieś z boku serwisów informacyjnych, bo katastrofalne pożary buszu to w Australii rzecz normalna i cykliczna. Ale tym razem było gorzej. „W tym roku nie należy pisać, że jakiś obszar się nie pali, tylko że jeszcze się nie pali” - napisała Caitlin Fitzsimmons, dziennikarka „The Sydney Morning Herald”, która sama przeżyła ewakuację z domu, do którego zbliżał się ogień. Zdjęcia spalonych kangurów i koali tulących się do wolontariuszy obiegły świat. Zginęło pół miliarda zwierząt, niektóre gatunki mogły całkowicie wyginąć – podali naukowcy z Uniwersytetu w Sydney. Po kilku dniach szacunkowe dane mówiły już o miliardzie.

Zdjęcia spanikowanych, wycieńczonych ludzi zgromadzonych na plaży, uciekających przed płomieniami i w maseczkach na twarzach, na tle pomarańczowego nieba jak w filmie katastroficznym zaczęły pokazywać się w serwisach społecznościowych. Bywały podpisywane przez udostępniające osoby: „Apocalypse now. Niezwykły opis ucieczki przed pożarami zamieścił na stronie „The Intercept” Eric Byler, opisując historię rodzinnych wakacji, które zamieniły się w horror. Dziennikarz został uwięziony w motelowym pokoju z żoną i dwójką małych dzieci. Opisuje, jak ogień odciął autostradę, jak dym zaczął otaczać dom i wreszcie wdzierać się przez wentylację do sypialni, wreszcie opowiedział o ucieczce samochodem i ocaleniu mimo pomylenia drogi. Swój trzymający w napięciu tekst przypominający filmowy scenariusz zatytułował „Banalność Apokalipsy”. Jak to możliwe, że to wszystko dzieje się naprawdę? A może zawsze tak było i nie ma się czego bać?

Chociaż wielkie pożary lasów faktycznie były zawsze, to ustalenia naukowców wskazują niestety na to, że faktycznie jest coraz gorzej, a świat faktycznie stoi na krawędzi katastrofy. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że naprawdę jest coraz cieplej. Wydłużają się okresy suszy, co sprzyja wydłużeniu sezonów pożarów. Jak podają naukowcy z Australian National University, w Australii susza trwa nieprzerwanie od 2017 roku, co jest sytuacją bez precedensu w historii prowadzonych od 400 lat pomiarów, a 2019 rok był rekordowy pod względem upałów. Może to zresztą nie być szczyt wszystkiego, bo meteorolodzy zapowiadają kolejne ocieplenie i temperatura może sięgnąć nawet 50 stopni Celsjusza w cieniu. Im jest cieplej, tym więcej olejków eterycznych wydzielają rośliny, co dodatkowo sprzyja rozprzestrzenianiu się ognia. W tym roku w Australii spłonął teren odpowiadający jednej czwartej powierzchni Polski i niemal całej powierzchni polskich lasów. Ale ocieplenie klimatu to nie jedyna przyczyna. W Amazonii pożary wzniecają ludzie, którzy chcą uzyskać jak najwięcej miejsca pod pastwiska dla bydła. Nawet 80 proc. amazońskich pożarów to efekt działań kryminalnych. Jak możemy przeczytać w reportażu Artura Domosławskiego „Śmierć w Amazonii”, ci, którzy sprzeciwiają się miejscowym watażkom są przez nich po prostu mordowani.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki