Dmitrij Borodko: UE musi ukarać Łukaszenkę

2011-01-04 3:00

Jedyną receptą na odsunięcie dyktatora Białorusi od władzy są sankcje gospodarcze i polityczne, które uderzą w jego reżim - uważa Dmitrij Borodko, opozycjonista białoruski, mąż zaufania kandydata na prezydenta Andrieja Sannikaua

"Super Express": - 19 grudnia na ulicach Mińska doszło do rozbicia demonstracji opozycji nieuznającej wyników wyborów prezydenckich na Białorusi. Czy dziś reżim Łukaszenki odpuścił przeciwnikom politycznym?
Dmitrij Borodko: - Nie odpuścił. Przecież do walki z opozycją reżim ściągnął z całego kraju ogromną liczbę funkcjonariuszy Specnazu, OMON-u oraz wojska. Do dziś Łukaszenko ukrywa, że demonstrantów na placu Październikowym w Mińsku było od 50 do 70 tys. Po szesnastu latach dyktatury taka liczba osób była dużym zaskoczeniem dla nas i dla samego Łukaszenki. Stąd taka ostra reakcja władz, użycie gazu łzawiącego i brutalne pobicia.

- Zapewne źródłem tej reakcji jest również to, że według badań niezależnych ośrodków Łukaszenko wyborów nie wygrał.
- Właśnie. Demonstranci zorganizowali grupę negocjacyjną składającą się z głównych kandydatów opozycji. Mieli przedstawić wyniki badań exit polls, z których wynikało, że Łukaszenko nie uzyskał w pierwszej turze 50 proc. i będzie potrzebna dogrywka. Nasza demonstracja była właśnie wyrazem sprzeciwu wobec fałszerstw, których dopuściła się Centralna Komisja Wyborcza. A skończyło się na prowokacji i aresztowaniu ok. 600-700 demonstrantów, w tym ośmiu kontrkandydatów Łukaszenki.

Przeczytaj koniecznie: Ile dać księdzu po kolędzie? Na Kujawach nawet 200 zł, na Podlasiu tylko 50 zł

- Co się teraz dzieje z aresztowanymi?
- Część z nich pokajała się przed reżimem i wypuszczono ich. Jednak wciąż za kratkami znajduje się pięciu z nich. Uładzimir Niaklajeu i Andriej Sannikau zostali poważnie pobici. W więzieniu znajduje się także żona Sannikaua. Ich trzyletni syn jest pod opieką babci. Oprócz nich przetrzymywanych jest wciąż 20 opozycjonistów. Wszystkim grozi proces karny i kary więzienia do lat 15 za organizację masowej demonstracji. Cały czas trwają aresztowania i represje. Przeszukuje się mieszkania opozycjonistów i konfiskuje mienie organizacji demokratycznych.

- W jakich warunkach są przetrzymywani?
- Bardzo trudnych. W celach jest ciasno, nie ma gdzie spać. Każdy z zatrzymanych jest stale przesłuchiwany. Brakuje kontaktu ze światem zewnętrznym. Wszystko w starym radzieckim stylu.

- Jak pan ocenia reakcję Unii Europejskiej na te wydarzenia?
- Na razie jest ona dosyć słaba. Choć dobrym sygnałem jest zniesienie wiz do Polski dla Białorusinów przez ministra Sikorskiego. Jednak na ogół UE ograniczyła się do deklaracji. A te nie wystarczą. Bruksela musi zrozumieć, że prowadzona ostatnio polityka złagodzenia stanowiska wobec dyktatury nie dała żadnych rezultatów. To powinien być zimny prysznic dla europejskich polityków, że z satrapą nie da się dyskutować, bo on języka ugody nie rozumie. Będzie grał na nieporozumieniach Kremla i Brukseli i robił wszystko, aby zachować niezależność od nich. Wie, że tylko tak może pozostać u władzy. Unia nie może na to pozwolić. Musi wprowadzić sankcje gospodarcze i polityczne, które uderzą w reżim Łukaszenki.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki