– Starczało nam na skromne życie, ale byliśmy szczęśliwi i dbaliśmy o nasze dzieci – opowiadała naszej gazecie pani Beata.
Jednak pewnego dnia sielski obraz zakłóciła straszliwa tragedia.
– Mąż powiedział, że idzie do kolegi – opowiada Beata. – Martwiłam się jednak, bo długo nie wracał, a było już późno.
Kobieta zaczęła go szukać. Znalazła w lesie… Nie żył. Jak potem ustalono, otruł się lekami na uspokojenie.
– Nawet nie zostawił pożegnalnego listu - rozpaczała wdowa.
Jak się potem okazało, gdy Piotr był na zwolnieniu lekarskim, koledzy przyszli i powiedzieli mu, ża ma zostać zwolniony z pracy.
– Tak bardzo bał się, że nie będzie za co wykarmić dzieci, że ze sobą skończył – mówi pani Beata. Ma żal do męża, że zostawił ją bez żadnej pomocy. – Wolał uciec do śmierci, niż pomóc mi wychować dzieci – wzdycha smutno.
Po naszych artykułach Polacy po raz kolejny udowodnili, że mają ogromne i gorące serca. Najpierw znalazł się bogaty darczyńca, który kupił rodzinie cały dom w sąsiedniej miejscowości. Wiele osób z Polski również pomogło rodzinie Wiśniewskich.
Ale historia poruszyła także serca Polaków mieszkających w USA. Niemal natychmiast skontaktowała się z naszą redakcją pani Barbara Węglewska, która – choć sama nie jest zamożna – postanowiła zrobić wszystko, by choc trochę pomóc wdowie z liczną rodziną.
– Sama wychowałam sześcioro dzieci – mówiła pani Basia, która odwiedziła naszą redakcję. Przy naszej pomocy postanowiła zorganizować wysyłkę paczek z ubraniami do pozbawionej ojca rodziny.
– Tak naprawdę to do tego zmobilizowały mnie moje dzieci – przyznała kobieta. I tak po informacjach na naszych łamach do pani Barbary zgłosiło się kilka osób, które zdeklarowały swoją pomoc. – Były to jednak osoby z grona moich znajomych i rodziny. Pan Leszek z hurtowni Bacik, bardzo pomógł przy wysyłce paczek z ubraniami. Wszystkich natomiast zachwyciła swoją postawą pani Mieczysława z Ridgewood, która ofiarowała tysiąc dolarów. Osób, które włączyły się w pomoc czy to materialną czy finansową było więcej. I wszystkim im bardzo dziękujemy.
Naturalnie najbardziej z pomocy cieszą się Wiśniewscy. – To ogromne dobrodziejstwo dla nas, szczególnie teraz przed świętami – mówi naszemu reporterowi pani Beata. – Najbardziej potrzebna była pomoc dla małych dzieci. Troje z nich wciąż jeszcze używa pieluch, teraz, przynajmniej przez pewnien czas, będą mogły one używać jednorazowych, co znacznie ułatwi życie rodzinie.
Pomoc dla nieszczęśliwej rodziny wciąż napływa z całej Polski.
– Właśnie dziś mają przyjechać ludzie z Gdyni
i przywiozą trochę mebli do nowego domu – mówi wdowa.
Pani Barbara tymczasem nie zamierza przestać w pomaganiu rodzinie Wiśniewskich.
– Wiele osób chce pomóc, ale ich chęci giną w zarodku – mówi. Ja jednak jestem osobą, która się nie poddaje.
Jeśli są jednak jeszcze jakieś osoby, które w czasie Bożego Narodzenia chciałyby włączyć się w pomoc, proszone są one o kontakt panią Barbarą pod numerem telefonu 917 416 1360.
Mariusz A. Wolf